czwartek, 2 stycznia 2014

5 Chcę cię nienawidzić

"Chciałbym cię nienawidzić. Chcę cię nienwidzić. Próbuję cie nienawidzić. Byłoby o wiele łatwiej, gdybym cię nienawidził. Czasami myślę, że cię nie nawidzę, a potem cie spotykam i.." - Cassandra Clare, Miasto Kości 



     - Jace... - zaczęła Jasmine. - Nie sądzisz, że on jest odrobinę... oschły? 
     Aline zachichotała. 
     - Jace, oschły? Skąd ci to przyszło do głowy? - zaczęła machać nogami w powietrzu. - On jest arogancki i niegrzeczny wobec każdego. I chyba to sprawia, że jest tak seksi. 
     Jace, seksi? Jasmine przez te kilka godzin, które z nim spędziła nigdy nie zastanawiała się czy jest seksi. Bardziej interesowało ją czym kierował się gdy sprowadził ją do Instytutu. Wciąż tego się nie dowiedziała. 
     - On... Wydaje się taki obrażony na cały świat. Wściekły na każdego - Jasmine patrzyła jak Aline machała nogami, chyba nie zdobyłaby się teraz, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. 
     - Jace jest sierotą - powiedziała Aline jakby rozmawiała o króliczkach. - Jego matka zmarła przy porodzie. A jego ojca zabił Valenitne, potem to on wychowywał Jace'a podając się za Wayland'a. Potem zapozorował własną śmierć. Jace widział jak umiera w kałuży własnej krwi, jeszcze do niedawna był pewien, że jego prawdziwy ojciec to Valentine, ale okazał się nim Stephen Herondale. Teraz mieszka w Nowojorskim Instytucie z Lightwoodami.
     Jasmine była trochę zdezorientowana z powodu całej masy nazwisk i imion osób, których nie znała. Nie trudno było się jednak domyślić, że Valentine był kimś złym, a życie Jace'a nie było sielanką, podobnie jak jej. Zaczęła mu współczuć, choć nie była pewna, czy on by tego chciał. Nie wyglądał na chłopaka, który potrzebuje czyjegokolwiek wsparcia. 
     - Valentine?  
     - W jakim ty świecie żyłaś? - Zirytowała się dziewczyna. - Valentine był Nocnym Łowcą...
     - Nie żyje? 
     - Nie - zmroziła Jasmine wzrokiem, widocznie zdenerwowało ją to, że jej przerwała. - Chciał stworzyć więcej Nocnych Łowców za pomocą Kielicha Anioła. Wiesz co to, prawda? - Jasmine kiwnęła głową. - Wykradł Kielich Clave i za jego pomocą robił eksperymenty na sobie i na Jocelyn, a konkretnie na jej dzieciach. Clary i Jonathanie. Jocelyn, matka Clary odebrała mu Kielich i uciekła. Wtedy Valentine Spalił rodzinną posiadłość Morgensternów razem z sobą, Jonathanem i jego dziadkami. Przez wiele lat Nocni Łowcy myśleli, że to on spłonął w tym domu, ale to nie były jego kości. Ani nawet kości Jonathana. Spalił żywcem ojca, syna i własnych teściów. Był okropnym człowiekiem. Z jego rąk zginęło mnóstwo ludzi. Odnalazł trzy Dary Anioła i wezwał Rajzela, który go zabił z powodu nieczystości jego prośby. Teraz użeramy się z jego prawdziwym synem - Jonathanem - w którego żyłach płynie krew demona. Pomimo tego, że została zabity już dwa razy. Raz przez Jace'a i raz przez Clary, wciąż żyje. I to jest cała historia w wielkim skrócie. 
     Jasmine milczała. Nie miała pojęcia jak powinna się zachować. Jedynie siedziała i patrzyła na Aline, która sprytnie unikała jej wzroku. 
     - Nie miałam pojęcia co się dzieje w świecie Nocnych Łowców. - Stwierdziła w końca. 
     - Wiele z nas wychowuje się poza Idirisem, ale ty... Jesteś inna. Wyjątkowa. Jace lubi odmienność. 
     Jasmine zrobiła się czerwona na twarzy. Nie interesował ją uczuciowy stan Jace'a. Nie wydawało się także, żeby on zainteresował się ją. 
     - Nie wygląda na takiego... 
     - Oczywiście, że nie. Ukrywa swoje uczucia pod grubą warstwą arogancji. - Aline wstała otrzepując ubranie. 
     - Powiedział mi, że ładnie wyglądam... - Jasmine także wstała i udała się za Aline do posiadłości. 
     - Na prawdę? Jace nie sypie komplementami. Zwykle sypie obelgami i ciosami... 
     Głośno się śmiejąc weszły do salonu w którym natychmiast zapanowała cisza. Wszyscy byli wpatrzeni z brakiem zrozumienia w siostry. Wtedy Jace wstał, był wyraźnie zniesmaczony. 
     - Co się z wami stało? - Jęknął. - Żadnej krwi i krzyków? Rozmawiacie... Śmiejecie się - posłał jadowite spojrzenie brunetce. - Tego się nie spodziewałem. 
     - Rozumiem... Liczyłeś, że się pozabijamy.
     - Mniej więcej tak to sobie wyobrażałem - zamyślił się. 
     Isabelle przepchnęła się obok przyszywanego brata i wślizgnęła do kuchni. Po chwili wróciła z dwoma kubkami parującej kawy. Dopiero wtedy Jasmine zauważyła, że na niewielkim stoliku znajduje się już kilka kubków i talerzyk z pysznie wyglądającymi ciastkami. Nikt jednak ich nie tknął, atmosfera była zbyt napięta. 
     - Zrobiłam wam kawę, już prawie wystygła. - Powiedziała nieco urażona Isabelle. 
     Aline zajrzała do kubka po czym przejechała spojrzeniem po Nocnych Łowcach. Nikt nie zamierzał napić się kawy.
     - Da się to pić? - zapytała. 
     - Kawy nie mogła zepsuć - burknął Alec rozwalony na fotelu. 
     - Wolę nie ryzykować. 
     Isabelle obrzuciła ją jadowitym spojrzeniem. 
     - Picie mojej kawy to ryzyko?
     - Dotykanie czegokolwiek czego dotykały twoje ręce to ryzyko - sprostował Jace. 
     Jasmine usiadła niepewnie na jednym z foteli, a Aline wcisnęła się pomiędzy Isabelle i Clary. Rudowłosa pierwsza wyciągnęła rękę po kawę. Kiedy pociągnęła i nie zaczęła kaszleć ani pluć na odległość Alec zdecydował także skosztować kawy. W pokoju panowała niesamowita cisza. Jasmine była prawie pewna, że to z jej powodu. Nocni łowcy na pewno nie siedzieli by w takim milczeniu. Zapewne rozmawiali by o jakiś ważnych rzeczach... Może o Clave, Konsulu, Inkwizytorze. 
     Sięgnęła po kubek z kawą, żeby zająć czymś ciągle ruchome ręce. Kawa była na prawdę dobra. Nie wyjątkowa, ale dało się ją pić. Jasmine rzucała pewne spojrzenia Nocnym Łowcą. Zaczęła od Alec'a. Wyglądał na kogoś wiecznie smutnego, niezadowolonego z życia. Nawet picie kawy nie sprawiało mu przyjemności. jedyne co mogli mieć wspólnego... to wiek. Osiemnaście lat. Alec pewnie czuł się wiecznie odpowiedzialny za całą gromadkę. 
     Potem Isabelle. Łamaczka serc. Można było wywnioskować to z jej wyglądu. Nie był on delikatny. Wręcz przeciwnie. Ostry, wirafinowany... Pewnie nie miałaby nic przeciwko co do zdeptania kilku niewinnych serc. Może nawet założyłaby swoje największe szpilki. 
     Ominęła Aline bo z nią spędziła najwięcej czasu sam na sam. Clary. Ktoś drobny i delikatny lecz z twardym i stabilnym charakterem. Niebyła delikatną dziewczyną, którą można było manipulować. Pewnie była uparta. Na pewno była uparta. I ten drapieżny błysk w zielonych oczach. Dużo przeszła. 
     Jace. Z jego twarzy nie dało się wyczytać niczego. Jakby stał schowany za żelaznymi drzwiami. Nie było w nich widać bólu, ani szczęścia.
     - Jak poznałeś Clary? - zapytała nagle wpatrzona w Jace'a.
     Rudowłosa wypluła kawę z powrotem do kubka. 
     Jace zmierzył ją zabójczym spojrzeniem i wstał. chwycił ją za ramię i wyciągnął na dwór tak, że Jasmine omal nie zdążyła odstawić kubka. Jego gest był niedelikatny, wręcz brutalny. 
     - Ała! Puść mnie! To boli!
     Pomimo krzyków dziewczyny Jace się nie zatrzymał. Gdy znaleźli się kilkanaście metrów przed domem puścił ją. Jasmine chwyciła się za bolące ramie i zaczęła je rozmasowywać. Jace mroził ją spojrzeniem pełnym lodowatych odłamków. 
     - Nie możesz pytać się ludzi o tak prywatne rzeczy - warknął. 
     - A ty nie możesz wyciągać ludzi z salonu niemal za włosy. 
     - Ja to co innego. 
     - Na prawdę? - Roześmiała się. - Nie widzę różnicy pomiędzy tobą, a innymi Nocnymi Łowcami. Chociaż ty jesteś aroganckim egoistą! - Wymierzyła w niego kościsty palec. 
     - Zabawne - Jace także się roześmiał. Zaczął chodzić w kółko krzyżując ręce na piersi. - Kiedy patrzę na ciebie czuję się tak jakbym patrzył na siebie parę lat temu. Jesteś rozwydrzoną małolatą, która myśli, że może zrobić wszystko. Żałuję, że ściągnąłem cie do Instytutu. Mogłaś odejść tuż po tym jak się obudziłaś. Dlaczego tego nie zrobiłaś? Pragniesz zatruwać moje życie?
     Oczy Jasmine wypełniły się łzami. Jedna z nich spłynęła po policzku.
     - Twoi rodzice zginęli. - Szepnęła. - Moi także. Czy gdybyś miał jakąkolwiek szansę, żeby ich odzyskać nie wykorzystał byś jej? Okazało się, że moi rodzice mogą żyć... Chcę to sprawdzić. 
     - Jia Penhallow nie jest twoją matką! - Wybuchł Jace. 
     - Chcesz, żebym wróciła do domu, prawda?
     - Tak. - Jace uniósł glowę. Jego złote włosy zafalowały. - Ale nie o to chodzi. To nie może być twoja matka. Gdyby nią była... ty i Aline... coś by was łączyło. Ale Aline podobnie jak jej rodzice nie mają lśniących złotych loków. Nie mają jasnoróżowej skóry i czerwonych policzków. Nie mają oczu niczym bursztyny...
     - Ty masz..
     Wtedy Jasmine przylgnęła całym ciałem do Jace'a i zaczęła go całować. Wplotła palce w jego włosy i brutalnie przycisnęła własne wargi do jego ust. Jace po prostu stał. Nie opierał się, ani także nie oddawał przyjemności. Po prostu stał. Możliwe, że nie wiedział co powinien zrobić. Serce mówiło mu co innego, a rozum co innego...

* * *
 
     - Ty masz...
     Jace wyczuł jej ruch za nim go wykonała. Zbliżyła się do niego i zarzuciła ręce za szyję. Potem przycisnęła wargi do jego warg. Zamknęła oczy i wplotła palce w jego włosy. Jace stał. Tak. Po prostu stał. Nie widział powodu, żeby miał  ją odpychać, ani powodu, żeby odwdzięczyć się jej tym samym. 
     Jednak istniał taki powód. Clary. Natychmiast odsunął się krok do tyłu. Jego oczy wpatrzone były w ziemię. Oddychał ciężko. Nie wiedział co się z nim dzieje. Clary - to właśnie ją kocha nad życie nie Jasmine, którą zna kilka godzin. Skarcił siebie w duchu.
     - Clary... Nie może się o tym dowiedzieć - powiedział zerkając na Jasmine. Dziewczyna stała zaledwie metr od niego. Nerwowo przełykała ślinę. 
     - Dobrze - odpowiedziała.
     Jace'a zdziwił brak wymówek. Ruszył w stronę posiadłości Penhallów. Jasmine za nim. Szła ze spuszczoną głową, szurając nogami. 
     Wtedy Jace stanął w miejscu tak gwałtownie, że o jego plecy uderzyła Jasmine. Przed nimi stała Jia Penhallow z mężem. Na jej twarzy widniał lekki wyraz zdziwienia. Ale uśmiechnęła sięciepło i zapytała:
     - Jace, Co ty tu robisz?
     Znieruchomiała niczym mumia gdy zza pleców chłopaka wychyliła się Jasmine. 
     - Katherine - wyszeptała jedynie.
_______________________________________________
Pisząc ten rozdział byłam rozbita >,< Nie wiedziałam czy będzie stosowny do obecnej sytuacji, a teraz gdy skończyłam stwierdzam, że nawet mi się podoba. Myślę, że wam także przypadnie do gustu ^^ A kolejny rozdział już za jakieś 5-6 dni. Próbuję pisać dłuższe rozdziały, ale jakoś mi nie wychodzi ;ccc Przepraszam
Ej i szczęśliwego Nowego Roku 2014 życzę wszystkim! ^^

4 komentarze:

  1. Dla mnie się podoba ;) Super . Ciekawe jak to się dalej potoczy . Czytam twoje opowiadania z wielką chęcią . Zawsze , jak pojawia się nowe ;)

    Twoja fanka , która już wcześniej komentowała anonimowo twojego bloga <3
    Klaudia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak fajnie wiedzieć,że ma się stałą czytelniczkę <333 fajnie, że ci się podoba <333 i po raz kolejny dziękuję >,<

      Usuń
  2. Hej , ja chciałabym znać chociaż twoje prawdziwe imię ;) Lepiej by może trochę było ;) PS. Kiedy następny rozdział ? Kurde , nie mogę się doczeeekać <33333
    Twoja stała czytelniczka ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no okej :3 Diana xd mam nadzieje że teraz lepiej heheh a rozdział jutro lub dzisiaj w nocy :-]

      Usuń

Yuki secretartwork