sobota, 28 grudnia 2013

4 Bracia i siostry

"Jules przeniósł wzrok z Aleca na Isabelle, a potem na Clary.
 - Ile macie braci i sióstr?
Helen zbladła. " - Cassandra Clare, Miasto Zagubionych Dusz

     Aline stała wpatrzona w Jasmine jakby dziewczyna właśnie ją spoliczkowała. Kolory odeszły jej z twarzy i wydawało się, ze z każdą sekundą jest coraz bledsza. Jasmine za to uśmiechała się lekko, jakby chciała przekonać do siebie siostrę, ale ta była nieugięta. Przejechała wzrokiem od stóp, aż do głowy Jasmine i nie znalazła ani jednego fragmentu ciała, który byłby do niej podobny.
     Nie czuła z nią także braterskiej więzi. Co prawda nie miała rodzeństwa, ale chyba czułaby gdyby w jej życiu czegoś brakowało, a raczej kogoś. Nawet teraz kiedy Jasmine stała tuż przed nią i wpatrywała się w nią swoimi złotymi oczami nie czuła niczego co mogłoby je łączyć.
     - Słucham? - Wykrztusiła jedynie po chwili, jej głos drżał.
     - Aline - wskazał na brunetkę - Jasmine - wskazał na blondynkę. - Jasmine, Aline. Aline, Jasmine - Przedstawił sobie dziewczyny Jace, który wyglądał na wyraźnie zadowolonego z niepewnej sytuacji.
     - Oszaleliście! - Krzyknęła. - Ja nie mam siostry! Jestem jedynaczką! Je-dy-na-czką! - Wydawało się, że jeszcze przeliteruje to słowo, ale tak się nie stało. Odwróciła się jedynie i wbiegła po schodach na piętro.
     - Porozmawiam z nią. - Usłyszała głos Jace'a, gdy otwierała drzwi biblioteki.
     Potem szybko je zamknęła i usiadła w fotelu.
     Cieszyła się, że Jace postanowił za nią pójść. Musiała z kim teraz porozmawiać. Helen nie  było w pobliżu. Isabelle i Clary co prawda były dziewczynami i mogło się wydawać, że rozmowę z nimi prowadziłoby się łatwiej, ale Aline nie przepadała za Isabelle, chociaż dziewczyna była piękna i całkiem miła. A Clary znała od niedawna. Alec? Aline nie była pewna czy mogłaby prowadzić z nim jakąkolwiek rozmowę. A Jasmine odpadała już na wstępie.
     Drzwi biblioteki się uchyliły, a przez nie wejrzała do środka złota czupryna Jace'a.
     - Mogę? - zapytał.
     - Chyba po raz pierwszy Jace Herondale prosi mnie o pozwolenie - zachichotała Aline. - Wejdź.
     Jace przecisnął się przez drzwi, a potem je zamknął. Usiadł na fotelu naprzeciwko Aline i wziął głęboki oddech.
     - Chcesz mnie przekonać co do Jasmine - uprzedziła jego słowa. - Powiedzieć, ze jest moją siostrą i powinnam jej wysłuchać. Ja jednak wiem, ze ona nie jest moją siostrą. Nic przy niej nie czuję. To tak jak... ty i Clary! Kiedy dowiedziałeś się, że jest twoją siostrą nie czułeś tego... Nie czułeś, że powinieneś ją pamiętać. Ja czuję to samo.
     - Właściwie to zamierzałem powiedzieć, że też jej nie wierzę - mruknął Jace.
     Oczy Aline zabłysły.
    - Nie wierzysz jej?
    - Och, oczywiście, że nie - usadowił się wygodniej na fotelu. - nasze rodziny znają się od dawna. Nie sądzisz, że Maryse albo Robert powinni coś wiedzieć o tym, że twoi rodzice mają dwie córki? - Aline mierzyła go wzrokiem lekko zdziwiona, ale zadowolona, że choć jedna osoba popiera jej zdanie. - Tym czasem gdy Maryse ją zobaczyła nie powiedziała nic tylko: Kto to? Takie rzeczy się poznaje. Własne dzieci, dzieci swoich przyjaciół, dzieci swoich wrogów. Nawet po latach.
     Aline zamyśliła się. Jace mówił całkiem mądrze. Chyba zaczynała mu wierzyć. Ale skoro Jasmine rzeczywiście nie była jej siostrą, to kim? I dlaczego kłamała?
     - Jak chcesz dowieść prawdy?
     - Spytać o nią twoich rodziców. To chyba najprostsze rozwiązanie i niewątpliwie najtrafniejsze.
     - Masz rację.
     - Kiedy wrócą? Twoi rodzice - dodał widząc niezrozumiałą minę Aline.
     - Nie wiem. Ale Powinni jeszcze dzisiaj. Tymczasem możecie tu zostać.
     - Taki mieliśmy zamiar. I raczej nie zamierzaliśmy pytać o pozwolenie.
     Aline ponownie zachichotała. Gdyby jednak faceci byli w jej typie, a Jace nie był z Clary to mogłaby go ponownie pocałować. Był przystojny, zabawny i romantyczny. Clary była szczęściarą.
     - Wiesz... Chciałabym porozmawiać z Jasmine.
     - Na prawdę? - Kiwnęła głową. Jace rozejrzał się po pomieszczeniu. - Ale nie tu. Jasmine jest niesamowicie irytująca, a tu jest zbyt dużo rzeczy którymi mogłabyś w nią rzucać. - Zamyślił się. - Choć byłoby to całkiem zabawne. Kto wie... może by ci nawet oddała?
 **************************
Gdy Jace i Aline zeszli do salonu panowała w nim grobowa cisza. Sześć różnych bić serca i oddechów odbijały się echem od ścian.
     - Masz ekspres do kawy? - Zapytał Jace, który na prawdę tęsknił za tym gorzkim napojem.
     - Jest w kuchni. Pójdę...
     Jace chwycił ją za ramię. Aline spojrzała na niego zdziwiona, a po chwili uświadomiła sobie, ze chłopak za wszelką cenę chce ją skonfrontować z Jasmine. Ona też tego chciała, ale nie tak szybko i nagle. Widziała ją zaledwie dwie minuty i była pewna, ze przy rozmowie z nią głos zacznie się jej trząść, a dłonie nadmiernie pocić.
     - Iz? - Jace uśmiechnął się do siosty.
     - Jasne - ta wstała natychmiast i skierowała się do kuchni.
     - Jasmine?
     Dziewczyna po raz kolejny uniosła po królewsku głowę, a jej blond loki podskoczyły. Oczy błyszczały we wschodzącym słońcu.
     - Tak?
     - Aline chciałaby z tobą porozmawiać. - Nie lubił być łącznikiem, ale w tej sprawie mogło to wydawać się nadmiernie zabawne. - Prawda Aline?
     Dziewczyna kiwnęła głową i zerknęła na Jasmine, która już stała.
     - Choć - poleciła i skierowała się do drzwi. Wyszła przed dom i usiadła na murku wpatrując się w różnokolorowe niebo.
     Po chwili usiadła obok niej Jasmine. W tej dziewczynie było coś z wcześniejszej epoki. Sposób chodzenia? Znała tylko jeszcze jedną osobę, która, aż tak bardzo wyróżniała się swoim krokiem. Jace'a. Jasmine wydawała się dużo bardziej podobna do niego niż do niej. W jej głowie pojawiła się pewna myśl, ale szybko ją od siebie odgoniła. Była tak absurdalna, że nieprawdopodobna.
     - Jacy byli moi rodzice? - zapytała nagle Aline ku własnemu zaskoczeniu.
     - Myślałam, że mi nie wierzysz.
     - Jeszcze nie wiem. Możliwe, że w to wierzę, ale nie powinnam w to wierzyć bo to absurd. Nie wiem co myślę. Chcę, żebyś ty mi powiedziała co powinnam myśleć. Jeżeli naprawdę jesteśmy siostrami to powinnyśmy być choć trochę podobne. - Przez cały czas gdy Aline mówiła wpatrywała się w niebo. Ani razu nie spojrzała na Jasmine.
      - Ja... nie pamiętam ich dość dobrze. Jak miałam około roku... zostawili mnie. Samą w domu. Cud, że byłam jednym z niemowląt, które krzyczały najgłośniej w dzielnicy. - Zachichotała. - Instytut w Pekinie był prawie opustoszały, ale człowiek który obok niego przechodził usłyszał mój płacz i znalazł mnie oczywiście w stosach desek i tynku. Potem znalazłam się w Nowym Yorku. - Przerwała na chwilę. Aline zerknęła na nią myśląc, że płacze, ale nie. Ona tylko brała głęboki oddech. - Nie wiem czy moje wspomnienia są prawdziwe, przez wiele lat moja przyszywana matka mówiła mi to prawie każdego dnia, ale nigdy nie wiedziałam, czy to jest prawdą. Jedyną rzeczą, której jestem pewna to nazwisko. Penhallow. I twarz. Twarz naszej matki. Jej ciepły uśmiech, kiedy każdego ranka pochylała się nad kołyską...
     Po dłuższej chwili milczenia, Aline zrozumiała, że to koniec. Koniec opowieści o jej rodzicach. Nagle współczuła Jasmine. Nie pamiętała prawie rodziców, gdy ona każdego dnia życia upajała się ich widokiem. Wychowywała się w Przyziemnej rodzinie, znosiła to i nie starała się odnaleźć rodziców. Aline była ciekawa, czy w ogóle jej jeszcze na nich  zależało. A może przestało jej na nich zależeć kiedy lata temu ja zostawili. Jej maleńkie serduszko zostało zmrożone i tylko ponowny ich widok mógł je roztopić.
      Jasmine powstrzymywała się od łez. Aline to zauważyła i szybko zmieniła temat.
     - Jaki jest twój ulubiony kolor? - zapytała nagle.
    - Pytasz mnie o mój ulubiony kolor? - Zaśmiała się Jasmine.
    - No tak...
    - Nie sądzisz, ze tylko tracisz czas na to pytanie? Zamiast jego mogłabyś zadać tysiąc wazniejszych.
    - Wiem. Ale ja chcę wiedzieć jaki jest twój ulubiony kolor.
    - Czarny. - Wyznała z końcu Jasmine. - Jak noc. Jak czarny kot, który przebiega drogę. Jak żuki. - Aline zachichotała. - Jak strój Nocnych Łowców do polować... Jak twoje włosy.
    Tym razem obydwie się zaśmiały.
    - A mój złoty. - Oświadczyła Aline. - Jak ślubny strój Nocnych łowców. Jak włosy Jace'a, jak twoje włosy. Jak oczy Jace'a, jak twoje oczy.
    Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z nieświadomego porównania z chłopakiem.
    - Nie jestem jak Jace - zarzuciła jej Jasmine.
    - Dzięki Bogu. jeden Jace to przesada. Dwóch to obłęd.
    Jasmine ze śmiechem szturchnęła Aline w ramię.
    Może jednak dało się tą dziewczynę polubić?
______________________________________
Kolejny rozdział ^^ Tym razem trochę mniej akcji i wiecej gadania ;p Ale myślę, ze da się to czytać ^^

czwartek, 26 grudnia 2013

3 Aline

" Dziewczyna o oczach w kształcie migdałów, delikatnym podbródku zwężającym się jak koci pyszczek, lśniących czarnych włosach odgarniętych z twarzy i psotnej minę wyglądała na pół-Azjatkę." - Cassandra Clare, Miasto Szkła


     - Penhallow? - zapytał Jace zdumiony. Trudno było go zadziwić, a Jasmine się to udało. - Jia Penhallow to twoja matka?
     - Tak - odpowiedziała. Tym razem to ona była zaskoczona. 
     Aline? Czy Jasmine przypominała mu właśnie Aline? Wydawało się, że są jak Ying i Yang, jak woda i ogień, były od siebie zupełnie różne. 
     Aline w czarnych, prostych, lśniących włosach, Jasmine w blond lokach. Ciemne oczy Aline w kształcie migdałów, złote oczy Jasmine, duże i lśniące. Całkowicie kontrolowane zachowanie Aline, swobodne, odrobinę nonszalanckie zachowanie Jasmine. Aline, która łatwo ulegała pokusom, Jasmine, która miała w sobie cechy lwa - dostojność i spokój. Obydwie jednak były zadziwiająco piękne i interesujące. Możliwe, że jedynie ten fakt sprawiał, że mogły wydawać się spokrewnione. Ale na świecie jest mnóstwo pieknych ludzi. 
     Niemożliwe, żeby Jasmine była starszą siostrą Aline. Lightwoodowie i Penhallowowie znali się od lat, a Jia nigdy nie wspominała o tym, że ma jeszcze jedną córkę. 
     - To niemożliwe - powiedział ostro Jace. Clary i Izzy chyba jeszcze niedostatecznie otrzeźwiały, żeby cokolwiek powiedzieć. - Penhallowowie mają, tylko jedną córkę - Aline. Kiedyś mnie pocałowała - mruknął. 
     Po chwili zdał sobie, że ten fakt był zbędny, a mógł jedynie zranić tym Clary. Spojrzał na dziewczynę, ale nie wyglądała na zranioną. Chyba wiedziała, że Jace nie widzi poza nią świata. A poza tym zapewne doskonale pamiętała słowa, które wypowiedziała Aline. Że pocałowała go tylko dlatego, żeby sprawdzić czy jakikolwiek chłopak jest w jej typie. 
     - Sugerujesz, że kłamię?! - Zirytowała się Jasmine. 
     - A jakżeby inaczej. 
     - Nie kłamię! Mieszkaliśmy w Pekinie, mama prowadziła tam Instytut.
     Zadziwiające było to, że słowa Jasmine pokrywały się z prawdą. Jia niegdyś prowadziła Instytut w Pekinie. Potem dzieliła swój czas pomiędzy Alicante i Zakazane Miasto. A w ostatnim czasie została nowym Konsulem. 
     Jasmine powoli zaczęła zyskiwać poparcie w Jasie, ale chłopak nie zamierzał się do tego przyznawać. 
     - Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył? - Jęknęła błagalnie. 
     - Znam niezawodny sposób. Złożymy wizytę Penhallom. - Stwierdził.
     - Chcesz jechać do Aliciante? - Wyrwało się Isabelle. - Przecież Magnus już na nie...
     - Po co nam Magnus skoro mamy Clary? 
     Jace posłał ciepły uśmiech dziewczynie, a ona natychmiast go odwzajemniła. 
     - Potrafisz stworzyć Bramę? - Upewnił się Jace.
     - Tak...
     - Czy to bezpieczne? - Wtrąciła Jasmine. Na pierwszy rzut oka było widać, że dręczy ją niepewność. 
     - Jeżeli nie wylądujemy w jeziorze Lyn, tak jak ostatnim razem, to tak - powiedziała z uśmiechem Clary. 
     - Weźcie najpotrzebniejsze rzeczy. Spotkamy się tu za kilka minut - podyrygował Jace i ruszył w stronę drzwi. 
     - Nie bardzo mam co wziąć - wtrąciła Jasmine. 
     - Iz się tobą zajmie. 
*******************************************************
     Jace zapukał do pokoju Alec'a. Nikt nie odpowiedział. Pomimo, że Jace nie dostał zaproszenia to wszedł do środka.  Alec siedział na brzegu łóżka. Łokcie opierał o kolana, a w dłoniach skrywał twarz. 
     - Dobrze się czujesz? - zapytał Jace siadając obok niego. 
     - Nie zadawaj głupich pytań. - Chyba po raz pierwszy ton Alec'a był opryskliwy w stosunku do swojego parabatai. - Pocałowałem go, a on mnie odepchnął. - Powiedział po chwili niczym automat. - Po raz pierwszy.
     Jace położył Alec'owi rękę na ramieniu, tak jak zwykle robią to przyjaciele. Czuł, że powinien pocieszyć Alec'a, ale nie miał pojęcia co powinien w takiej chwili powiedzieć. To zwykle Alec pocieszał go i był w tym naprawdę świetny. Nie miał także żadnego doświadczenia w pocieszaniu geja, z którym właśnie zerwał seksowny czarownik.

     - Nie chce mnie znać - jęknął opuszczając głowę na kolana.
     - Nie przejmuj się nim, może po prostu nie był... - nagle słowa, które chciał wypowiedzieć wydały mu się książkowe i przereklamowane. - Ja... ja... nie wiem co powiedzieć. 
     Chyba po raz pierwszy Jace zaczął się jąkać przy tak "błahej" sprawie. 
     - Kochałem go - powiedział Alec jakby nie słyszał słów Jace'a. 
     - Nie mam doświadczenia w bolesnych rozstaniach - jęknął. 
     - Przynajmniej się starasz - skwitował Alec prostując się. - A Clary? - zapytał nagle. 
     To było bolesne, fakt. Ale czy rozstanie? 
     - Wtedy myślałem, że jest moją siostrą. Nie byliśmy wtedy oficjalnie razem. 
     - Ale chciałbyś. 
     Alec szturchnął ramieniem Jace chichocząc. Jace uśmiechnął się. Cieszyło go to, że stan jego parabatai poprawił się w tak krótkim czasie. Jace po królewsku uniósł głowę i wydawało się, ze zaprzeczy...
     - Chciałbym - przyznał. 
     Oboje się roześmiali. 
     - Jak tam kolejna dama uratowana przez ciebie z opresji... - Jace myślał, że Alec zaraz wspomni o Magnusie i jego stan znowu powędruje na dno. - Przeżyje? 
    - Tak. Ale ja uważam, że demoniczna trucizna odrobinę zniszczyła jej psychikę... - powiedział wstając. 
    Alec uniósł brwi. 
    - Twierdzi, że jest siostrą Aline. - Alec także wstał. 
    - To niemożliwe. 
    - Wiem. Udajemy się do Aliciante, żeby to wyjaśnić. Idziesz z nami? 
    - Jak mogę przegapić reakcje Aline? 
****************************************************
     Ubrania Isabelle nie wisiały na Jasmine tak jak Clary. Trochę wisiały, ale nie aż tak. Obydwie dziewczyny były zdecydowanie niższe od Izzy. Nogawki ciemnych spodni były przydługie, podobnie jak rękawy jaskrawej bluzki. Loki miała splecione w luźny warkocz. 
     - Dobrze wyglądasz - skomentował Jace. 
     Jasmine spojrzała na niego zaskoczona, ale nie odpowiedziała nic. 
     Ponownie wróciło do niego wspomnienie dotyczące Clary. Sprzed przyjęcia u Magnusa. Pomimo, że Clary wyglądała wtedy wspaniale, nie powiedział zupełnie nic. W przypadku Jasmine to było zupełnie inne odczucie. Jakby mówił to dobrej przyjaciółce, lub młodszej siostrze. 
     W bibliotece pojawiła się Clary, a za nią Alec. 
      - Możemy zaczynać? - zapytał oschle Jace. - Chcę wyjaśnić te sprawę jak najszybciej. 
      Clary skinęła głową. Z kieszeni wyjęła stellę. W powietrzu zaczęła rysować runę, której nie było w Szarej Księdze. Po chwili przed nią pojawił się Portal. Spokojnie do niego weszła. Izzy i Alec zrobili to samo. Gdy jednak nadeszła kolej Jasmine dziewczyna zawahała się. Jace, który stał za nią zapytał nieprzyjemnym tonem: 
      - Dlaczego nie idziesz? 
      - Nie wydaje mi się to rozsądne...
      - Bo nie jest...
      Jace chwycił Jasmine za rękę i zanim zdążyła zaprotestować skoczył w bramę ciągnąc dziewczynę za sobą. Nagle zaczęli się unosić w bezkształtnej masie, a potem gwałtownie upadli na miękką trawę. Jace wylądował gładko na ugiętych kolanach. Jedynie Jasmine runęła kolanami na ziemię. 
      - Jesteście pewni, ze jest Nocnym Łowcą? - Syknął Jace zażenowany. 
      - Pierwszy raz podróżuję przez Bramę - wyjaśniła otrzepując ubranie. 
      Przeczesała włosy ręką. Z włosów zsunęła się jej gumka i teraz opadały jej na twarz. Miała niesamowicie dostojne zwyczaje, jak księżniczka, albo osoba z XIX wieku. Sama chyba tego nie zauważała. 
      Jace rozejrzał się dookoła. Znajdowali się na niewielkim wzniesieniu. Tuż pod nimi znajdowały się Szklane Wieże Aliciante. Zaczęli iść w dół. Zważając na to, że wszyscy byli Nocnymi Łowcami to mogli po prostu wejść do miasta. Szybko odnaleźli dom Penhallów. Jace zastukał kołatką w drzwi. Długo nikt nie otwierał, ale z wnętrza pomieszczenia roznosił się dźwięk kroków i stek przekleństw. 
     Nikt się nie dziwił, bo chyba każdy byłby zły gdyby ktoś obudził go w sobotni poranek. Pomimo, ze jednak Nocny Łowca nie powinien spać o tej porze. Jednak to była Aline. Po niej można było się spodziewać prawie wszystkiego.
     W końcu otworzyła. Jej czarne włosy były splątane, a oczy podkrążone. Gdy jednak zobaczyła przed sobą Jace'a jej oczy rozbłysły. 
      - Co wy tutaj robicie? - wykrztusiła. 
      - Wpadliśmy na poranną kawę. Masz ekspres do kawy? - Jace przepchnął się miedzy Aline, a drzwiami i wszedł do salonu. A za nim cała reszta. 
      Aline stała patrząc się tępo w przestrzec i przytrzymując drzwi. Kiedy już ostatni nieproszony gość wszedł do pomieszczenia. 
      - Mamy do ciebie sprawę - oznajmił Jace. 
      - Kto to? - zapytała Aline patrząc na Jasmine. Wydawało się, że w cale nie słuchała chłopaka. 
      Jace uśmiechnął się nonszalancko po czym wskazał na Jasmine. 
      - A to jest twoja siostra.
____________________________________________________________
Już trzeci rozdział ;x Myslę, że wam się podoba i będziecie wciąż to czytać bo już niedługo sprawy niespodziewanie się obrócą ^^ Myślę, ze lubicie Sebastiana? Niedługo się pojawi >,< A jak wam święta minęły? Ja cały czas jeździłam od rodziny do rodziny ;c

wtorek, 24 grudnia 2013

2 Duża zmiana

" - Duża zmiana? Moje życie już zmieniło się całkowicie. I to kilka razy. " - Cassandra Clare, Miasto Szkła


     Jasmine przebywała w ciemności. Dookoła niej unosiły się duchy. Czy śmierć była czymś dobrym? Czymś co było tak niesamowicie łatwe do zaakceptowania? Bo teraz Jasmine czuła się wspaniale. Jakby mogła zrobić dosłownie wszystko.
    Poczuła przyjemne mrowienie na twarzy, a zaraz potem piekielny ból w klatce piersiowej. Za chwilę zupełnie straciła świadomość, ból zniknął. Potem słyszalne stały się głosy, które dało się rozróżnić. Oba należały do kobiet, jeden odrobinę delikatniejszy od drugiego.
    Zmrużyła oczy i lekko się poruszyła.
    - Chyba się budzi.
    - Powinnam zawołać Jace'a. Może byc zainteresowany jej stanem.
    Potem kroki i dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Chwila zupełnej ciszy, kiedy Jasmine zaczęła się wiercić. Chciała usiąść, ale mięśnie ciała odmawiały jej posłuszeństwa. Jakby w jej ciele krążyła trucizna, która powoli ją zabijała.
    Chciała otworzyć oczy, ale powieki ważyły tonę. Potem znowu usłyszała kroki, tym razem dwóch osób. Dźwięk zamykanych drzwi. Kroki coraz bliżej jej łóżka. Ciepły oddech lekko muskający jej twarz.
     Zmusiła się do otworzenia oczu. Najpierw widziała tylko ciemność, potem jedynie jasność. A na końcu parę złotych oczu. Krzyknęła głośno i w panice zaczęła przesuwać się na skraj łóżka.
     Ten widok w zupełności ją obudził. Było to jak powtórka najstraszniejszego z koszmarów. Te oczy widziała po raz ostatni zanim straciła przytomność, i teraz po raz pierwszy kiedy ją odzyskała.
      Należały one do chłopaka o lśniących blond włosach. Był wysoki i szczupły. Miał wydatne kości policzkowe. Na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech.
      - Pierwszy raz na mój widok dama krzyczy z przerażenia, nie z zachwytu. - Udał, że ten fakt niesamowicie go przejął.
      Jasmine wydawało się, ze zna chłopaka od zawsze. Jakby spędziła z nim całe życie, a potem została z nim rozdzielona, ale po jednym dniu znów go odnalazła, lecz nie wydawał się już taki sam. Jakby czuwał nad nią cały czas. Jak Anioł Stróż.
      - Założę się, ze dawno nie widziałeś siebie w lustrze - odparła. - Wątpię czy ten horror ci się spodoba.
      Na Jasmine spoczęły jeszcze dwa spojrzenia. Pierwsze należało do dziewczyny z długimi ciemnymi włosami. Miała okazałe kształty i piękną twarz. Drugie należało do niskiej rudowłosej dziewczyny, niezbyt ładniej choć można było się co do tego sprzeczać.
      Pomieszczenie było pełne łóżek zaścielonych białą pościelą. Wyglądem przypominało szpital.
      - Jesteśmy w Instytucie? - Zapytała Jasmine. Brunetka kiwnęła głową. - Co się stało?
      - Miałam nadzieję, że ty nam to powiesz. Jace nie był zbytnio rozmowny.
      Jace - tak miał na imię chłopak wyglądem przypominający anioła. A może demona? Urodę miał anielską, lecz charakter demoniczny. Wyobrażenie go sobie zarówno jak i z anielskimi, jak i z demonicznymi skrzydłami było zadziwiająco łatwe.
      Jasmine przypomniała spobie kolec wbijający się tuż obok jej serca i oczy Jace'a.
      - Miałam właśnie zabić Demona Drevark kiedy on - wskazała na Jace'a - wytrącił mi nóż. Wtedy demon zaatakował.
      Brunetka zerknęła na Jace'a z ironią.
      - To do ciebie podobne - stwierdziła. - Naraziłeś jej życie, żeby pokazać, że to ty jesteś królem Nowojorskich ulic i ty najlepiej zabijasz demony.
      - Isabelle, proszę cię. Nie było cię tam. Ona by sobie nie poradziła - głos Jace'a przesiąknięty był ironią.
      - Och, jasne, że bym sobie poradziła! Jestem Nocnym Łowcą! Podobnie jak ty.
      - Było ich więcej - mruknął.
      - I dlatego naraziłeś moje życie?!
      - Żyjesz.
      - Mogłam nie żyć.
      - A jednak żyjesz.
      -  Cicho! - krzyknęła Isabelle. - W szczególności mówię do ciebie, Herondale. - Potem odwróciła się z uśmiechem w stronę Jasmine. - Jestem Isabelle. A to Clary - wskazała na rudowłosą.
      - Nie sądzisz, że Maryse powinna wiedzieć, że ona tu jest? - Wtrąciła Clary. - O mnie wiedzieli nawet Cisi Bracia - Mruknęła.
      - Powinna - stwierdził Jace. - Ale jej tu nie ma więc...
      - Jestem - odezwał się głos spod drzwi.
      Była to starsza kobieta wyglądem przypominająca Isabelle. Jedynie oczy miała niebieskie.
      - Nienawidzę jak to robisz. - Jęknął Jace odwracając się.
      - Co?
      - Zjawiasz się niespodziewanie za moimi plecami.
      Kobieta zignorowała go i podeszła do łożka Jasmine.
      - A to kto?
      - Jasmine - przedstawiła się.
      - Znalazła się tu bo Jace... - zaczęła Isabelle.
      - Bo zaatakował mnie demon, a Jace mnie obronił - przerwała Jasmine.
      Mówiła z uśmiechem. Przez wiele lat wciąż okłamywała rodziców więc stało się to nieodłączną częścią jej życia.
       Nie wiedziała dlaczego broniła Jace'a. Chyba uznała to za słuszne.
       - Ach tak - stwierdziła Maryse jakby nie wierzyła słowom Jasmine. - Poradzicie sobie sami? Muszę załatwić parę spraw.
       Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
****************************************
     - Nigdy nie byłam w Instytucie. - Szepnęła Jasmine oglądając korytarz e budynku.
     - Nigdy? - Zdziwiła się Isabelle. - Jesteś Nocnym Łowcą.
     - No tak. Ale przez wiele lat żyłam w Przyziemnej rodzinie.
     - Świetne wykonanie, prawda? - Clary wskazała na obraz przedstawiający anioła Rajzela wyłaniającego się z jeziora Lyn. W rękach trzymał Kielich Anioła i Miech Anioła.
     - Nie wiem - Jasmine wzruszyła ramionami. - Nie znam się na sztuce. Nie potrafię narysować prostej linii. Wolę muzykę.
     Wydawało się, że oczy Jace'a zabłysły, ale bardziej prawdopodobne było to, że było to jedynie załamanie światła.
      - Umiesz grać na pianinie? - Zapytała Isabelle.
      - Yhym.
      - A więc chodźmy do biblioteki! - Wykrzyknęła zadowolona.
      Biblioteka była ogromna. Mnóstwo regałów z książkami, bronie wiszące na ścianach, posąg Anioła Rajzela i pianino. Jasmine natychmiast do niego podeszła i zaczęła wodzić palcami po klawiszach. Z instrumentu zaczęły wydobywać się wspaniałe dźwięki. Spojrzała na portret Jana Bacha.
      - Wiesz, że Jan Sebastian Bach był... - zaczął Jace.
      - ...Nocnym Łowcą. - Dokończyła Jasmine. - Wymyślił utwór składający się z dwóch tonów ujawniający demony. Dźwięki mają wysoką częstotliwość, dzięki czemu demony nie mogą tego wytrzymać.
      Zaczęła wciskać dwa klawisze. Jeden po drugim. tym razem z instrumentu zaczął wydobywać się nieco irytujący dźwięk. Jace wyraźnie zirytowany stał bez słowa.
      - Wychowywałaś się w Idirisie? - spytała Isabelle.
      Jasmnie przestała grać. Idiris - rodzinne miasto Nocnych Łowców. Nie znajduje się na mapach Przyziemnych. Nawet nie próbujcie go szukać. Właśnie tam każdy Nocny Łowca dostrzegał dom. Ale czy Jasmine wychowywała się w tym wspaniałym miejscu? Rodzice zawsze powtarzali jej, że urodziła się w Idirisie, ale ona nigdy nie pamiętała szklanych wież Aliciante. Ani łąk wypełnionych świeżą trawą. Ani nawet posiadłości jej rodziców.
      - Nie.
      - To wiele wyjaśnia - mruknął Jace.
      - Jace! - Skarciła go Izzy. - Wybacz mu jego zachowanie. Jace pierwsze dziesięć lat swojego życia spędził w Idirisie.
      - Urodziłam się tam - mruknęła Isabelle.
      - Opuściłaś Aliciante? - Dopytywała się Isabelle.
      - Yhym. kiedyś mieszkaliśmy w Pekinie, potem rodzice wyjechali do Idirisu, a ja trafiłam do Nowego Yorku.
      - Zginęli?
      - Nie wiem. Ja trafiłam do Przyziemnej rodziny. - Wtedy  w oczach Isabelle pojawiły się łzy. Nie wiadomo dlaczego. Historia Jasmine nie była wyjątkowo tragiczna. Wielu Nocnych Łowców w młodym wieku traciło rodziców, albo nawet życie. Może Jasmine tez powinna się rozpłakać? Żeby udowodnić, że jej serce nie jest z kamienia i że tęskni za rodziną? Nie czuła jednak takiej potrzeby.
      Clary podeszła do Jasmine i otoczyła ją ramieniem.
      - Tak mi przykro - szepnęła.
      Rozczulanie sie nad losem Jasmine trwało kilka minut. I zapewne trwało by dłużej gdyby nie przerwał tego Jace.
      - Jak nazywała się twoja rodzina?
      - Jace! - Skarciła przyrodniego brata Isabelle. Jednak było za późno.
      Ale Jasmine nie zraziły te słowa. Doskonale pamiętała nazwisko rodziców, a nawet imię matki. Codziennie przed snem powtarzała je jak modlitwę. Całymi dniami wirowało w jej głowie. Pamiętała nawet twarz matki i była pewna, że nawet teraz by ją rozpoznała.
      - Pamiętasz je? - dodała Clary żeby złagodzić sytuację.
      Jasmine kiwnęła głową. Nie była dość pewna co do tego czy powinna zdradzić nazwisko rodziców lecz jednak to zrobiła.

      - Penhallow. 
__________________________________________________________
Mamy 2 rozdział ^^ z góry przepraszam że tak późno ;c bo u mnie na zegarku jest 01:38 ( w nocy >,<) Mam nadzieję, że dobrze będzie się wam czytało ^^ Co do sceny z Bachem to może tam być coś nie tak bo nie znam się na muzyce >,<
I tak przy okazji życzę wszystkim zdrowych, spokojnych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia! Mnóstwa prezentów pod choinką i 12 potraw na wigilijnym stole! i jeszcze wam życzę, żebyście nie spalili pierniczków >,< bo moje już są w koszu ;ccc mama stwierdziła, ze nie nadają się do niczego ;cccccc
Dobranoc i Wesołych Świąt!

piątek, 20 grudnia 2013

1 Kabaretki

" - To dla ciebie dobry trening - odparła Clary, poruszając wargami tuż przy jego skórze. - Jutro kabaretki." - Cassandra Clare, Miasto Zagubionych Dusz





     Jace wszedł do Instytutu. W silnych ramionach trzymał smukłą dziewczynę. Była mniej więcej w jego wieku. Może niewiele starsza. Po schodach zbiegła Isabelle. Gdy spostrzegła Jace'a stanęła jakby ktoś gwałtownie ją zatrzymał.
     Był spryskany demoniczna trucizną, oczy miał podkrążone, a twarz zmęczoną. Na rękach trzymał dziewczynę. Jej głowa i ręce zwisały bezwładnie.
    - Jace - jęknęła - jak tak dalej pójdzie odnowisz populację Nocnych Łowców.
    Chłopak przypomniał sobie sytuację z kilku tygodni wcześniej. Kiedy wkroczył do Instytutu z nieprzytomną Clary niesioną na rekach. Lecz wtedy nikt, oprócz jego samego, nie podejrzewał, że Clary może być Nocnym Łowcą. A ta dziewczyna była nim na pewno. Świadczyły o tym atramentowe runy na skórze.
    - Musisz mi pomóc - rzucił jedynie Jace.
    Powoli skierował się do izby chorych, a Izzy poszła za nim. Jace położył dziewczynę na jednym z łóżek.
    - Narysowałeś iratze? - spytała Isabelle.
    - Za kogo ty mnie masz? - Warknął. Potem podciągnął rękaw dziewczyny ukazując już niemal niewidoczny znak. - Demoniczna trucizna. - Stwierdził jakby właśnie poznał interesujący lecz niezbyt istotny fakt.
   - Mam zadzwonić do Magnusa? - Już sięgnęła po telefon.
   - Nie - zaprzeczył natychmiast Jace.
   - Dlaczego? Ostatnim razem wyleczył Alec'a.
   - Bo się w nim zakochał. - Zbył ją Jace. - Nie jestem pewien czy teraz chciałby mieć kontakt z którymkolwiek z nas.
   - Teraz nie chodzi tylko o Alec'a! Rozumiem, że ze sobą zerwali, ale to nie powód żeby odwracać się od całego świata. Przede wszystkim chodzi o życie Nocnego Łowcy! Nie obchodzi cię to? - Izzy spojrzała na Jace'a jakby miała go pożreć wzrokiem, jej policzki nabrały jaskrawoczerwonego koloru.
    - Wielu z nas umiera młodo.
    - Idę zadzwonić do Magnusa - warknęła i po prostu wyszła.
    Jace postawił jedno z krzeseł przy łóżku dziewczyny. Zaczął się jej uważnie przyglądać. Wyglądała parszywie. Podobnie jak w żyłach Clary teraz w jej żyłach krążyła demoniczna trucizna. Gdyby nie tona błota i demonicznej krwi miałaby niesamowicie piękną cerę. Miała splątane blond loki opadające na twarz. Jace jednym ruchem odgarnął je z twarzy.
    Niesamowicie przypominała... kogoś kogo znał. Ale trudno było powiedzieć kogo. Chyba chłopaka, pomimo jej niesamowicie kobiecego wyglądu. Przypominała ten typ dziewczyn, z którymi umawiał się jeszcze zanim poznał Clary. Wyglądała na łatwą dziewczynę, która lubiła namiętne pocałunki i ostry seks.
    Nagle drzwi pomieszczenie się otworzyły. Stanęła w nich Clary. Miała na sobie szeroki, niezbyt miły w dotyku sweter. jace natychmiast wstał i podszedł do niej. Pochwycił ją w ramiona i delikatnie pocałował w policzek.
    Clary jęknęła, a wtedy Jace natychmiast ją puścił i odsunął się od niej. Spojrzał na siateczkę żył tuż pod skórą na rękach. Iskrzyły się na złoto.
    - Przepraszam - szepnął.
    "Tamten ogień nadal jest we mnie.", przypomniał sobie moment kiedy był związany z Sebastianem. A potem moment kiedy Clary wbiła w niego wspaniałego, a on zaczął płonąć.
    - Nie masz za co - Clary uśmiechnęła się słabo.
    Jace ponownie ją objął. Tym razem delikatnie i ostrożnie. Uważając żeby ich skóra się nie zetknęła. Szorstki sweter zaczął drapać jego dłonie. Skrzywił się i odsunął delikatnie, żeby spojrzeć na twarz Clary.
    - Obiecałaś mi kabaretki - jęknął.
    - Innym razem.
    Odeszła od Jace'a i spojrzała na blondynkę.
    - Kto to? - zapytała.
    - Nie do końca to wiem - mruknął niezadowolony. - Uratowałem ją przed Demonem Drevak.
    - Przecież jest Nocnym Łowcą.
    Jace opuścił wzrok.
    - Proszę, nie wnikajmy w szczegóły.
    - Gdzie Izzy? - Posłuchała Jace'a i natychmiast zmieniła temat.
    - Dzwoni do Magnusa.
    Clary uniosła brwi. Chyba każdy odczuwał ból z powodu cierpienia Alec'a. Gdy Magnus z nim zerwał był kupką nieszczęścia. A chyba nawet ciągle nią był. Nie obchodziło go nawet, że Sebastian ponownie zmartwychwstał i zapewne kolejny raz zechce przyczynić  do zniszczenia Świata Cieni.
    - Nie sądzisz, że to nie najlepszy pomysł?
    Jace wzruszył ramionami i spojrzał na dziewczynę.
    - Może i nie.
**************************************************************
    Isabelle wyglądała na zaskoczoną kiedy ponownie weszła do izby chorych.
    - Cześć Clary - powiedziała zauważając dziewczynę. - Milo cię widzieć.
    Ponownie spojrzała na telefon.
    - Ciebie też.
    - Nie zgodził się? - zapytał Jace przekonany pewnością swoich słów.
    - Wręcz przeciwnie. - Stwierdziła. - Odebrał i powiedział, że zaraz będzie. Myslisz, ze on go ciągle kocha?
    - Nie wiem. - odparł Jace, nie dając się nikomu zastanowić nad odpowiedzią. - Ale co do Alec'a nie mam wątpliwości.
    Potem zamilkł spoglądając na drzwi. Klamka się poruszyła, a po chwili w pomieszczeniu stanął Magnus Bane. Chyba ostatni okres czasu nie był dobry dla nikogo skoro nawet czarownik wyglądał strasznie.
    Zwykle idealnie ułożone czarne włosy miał w nieładzie. Makijaż miał o wiele delikatniejszy niż zwykle. Ubrany był w strój przypominający szlafrok. Tak jakby dopiero co się obudził i wyszedł z domu tak jak stał. Jedynie kocie zielone oczy nie straciły blasku.
    Rozejrzał się po pomieszczeniu i wyraźnie zasmucił nie zauważając Alec'a.
    - Nie pomyślałbym, ze Wysoki Czarownik Brooklynu korzysta z drzwi - rzucił Jace.
    Magnus posłał mu parszywe spojrzenie. Jakby pragnął zamienić Jace'a w kaczkę. Małego, złocistego potworka, który od zawsze go przerażał. Nic nawet nie powiedział, kiedy podszedł do dziewczyny i wyciągnął rękę nad jej głowę. Z jego palców buchnęły zielone iskry. Powoli zaczęły zmieniać się w płomienie i oplatać jaskrawymi językami ognia jej twarz.
    Wydawało się, ze na oczach Nocnych Łowców rana się zasklepia i znika, a kolory powracają do bladej twarzy.
    Drzwi izby chorych nagle się otworzyły.
    - Jace, czy mógłbyś...
    Alec przerwał w połowie zdania. Stanął z otwartymi ustami. W ręku trzymał stelle, rękaw bordowego swetra miał podciągnięty. Miał za długie spodnie i był boso.
    Zerknął na dziewczynę, której twarz lizały płomienie. Magnus natychmiast zaprzestał tej czynności, jakby obecność chłopaka go zdekoncentrowała. Patrzył na Alec'a jak na najlepszego przyjaciela, którego od dawna nie widział. Przez chwilę wydawało się, że podbiegnie do niego i rzuci mu się na szyję.
    Czarownik odwrócił się tyłem do drzwi wyraźnie zmieszany.
    - Fajnie, że jesteś - syknął Magnus. - A bałem się, że będzie niezręcznie.
    Alec zaklął pod nosem i wybiegł z pomieszczenia. Drzwi zatrzasnęły się za jego plecami.
    - Na mnie czas - powiedział Bane. - Mam nadzieję, ze to było nasze ostatnie spotkanie.
    Zaczął iść w stronę wyjścia.
    - A co z nią? - Izzy wskazała na dziewczynę. - Nie zostaniesz przy niej.
    - Przeżyje - warknął i wyszedł.
    Jace ruszył w stornę drzwi. Gdy zorientował się, ze Clary drepcze za nim odwrócił się.
    - Poczekaj - poprosił.
    Ponownie zaczął iść. Kiedy wypał na korytarz zauważył Alec'a i Magnusa tkwiących w namiętnym uścisku. Alec całował czarownika wbrew jego woli. Bane wyrwał się w ramion chłopaka.
    - Nie spodziewałem się tego po tobie Aleksandrze Lightwood.
    Ponownie odszedł. Tym razem na dobre. Alec stał ze spuszczoną głową.
    - Chcesz o tym porozmawiać? - Zapytał Jace cicho. Alec uniósł wzrok.- Nie? - Minął swojego parabatai i pozostał po nim jedynie stukot butów o marmurową posadzkę. - Nie.

___________________________________________________________
no i mamy pierwszy rozdział ^^ Miłego czytania ;xx a dlatego, ze jest długi to następny pojawi się może dopiero po świętach ^^

czwartek, 19 grudnia 2013

Prolog

"Czarny do polowania w nocy" - Cassandra Clare, Miasto Zagubionych Dusz      

 
     Usiadłam przy stolę i zabrałam się za jedzenie. Rękaw bluzki zsunął się do łokcia odsłaniając czarny znak przy nadgarstku. Moja zastępcza matka natychmiast na niego wskazała pytając:
     - Co to?
     - Marker - odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
     Uwierzyła od razu i zaprzestała dalszych pytań. Nikt normalny w liceum nie rysował po rękach nic nie znaczących znaczków. 
     Moje znaki były szczególne... Były to runy. Znaki stosowane przez Nocnych Łowców przez ponad tysiąc lat. Sprawiały cię szybszym, niewidzialnym, silniejszym, a także wyostrzają zmysły i uzdrawiają.
     Zabijam demony. Zawodowo. Chronię przed nimi Przyziemnych czyli ludzi. Demony znajdują się w nieznanych nam wymiarach i występują w przeróżnych formach, niektóre są słabe, a niektóre niesamowicie potężne. Przyziemni nie powinni wiedzieć o świecie cieni. Pierwsza połowa by nie uwierzyła, a druga znalazła się w szpitalu psychiatrycznym ze skargą, że widzą wróżki i skrzaty. 
       No więc chronię ludzi. Pomimo wszystko są głupi, a ich życie łatwo można zakończyć. Czasem także natykam się na Nocne Dzieci, czyli wampiry, lub Dzieci Księżyca, czyli wilkołaki. Nie wolno mi ich zabijać, bo chroni ich Przymierze. Przeklęte krzyżówki. Moim zdaniem po części są demonami. 
       A co z moimi prawdziwymi rodzicami? Prawdopodobnie nie żyją. Kiedyś mieszkaliśmy w Pekinie, byłam bardzo mała i ledwo to pamiętam. Rodzicie musieli wyjechać do Aliciante w ważnych sprawach. Już nie wrócili, a ja trafiłam do Nowego Yorku, do tej Przyziemnej Robaczywej Rodziny. Dlaczego nie do Instytutu? Bo nikt nie wiedział, że jestem Nocnym Łowcą. Potem przyzwyczaiłam się do takiego życia i nie chciałam już nic więcej zmieniać. Podobało mi się życie na własną rękę. 
     W bok wbił mi się koniec serafickiego noża zatkniętego za pasem. Szybko skończyłam jeść i skierowałam się do mojego pokoju. Jednego z miejsc w którym mogłam czuć się sobą. 
      Zamknęłam szczelnie drzwi i usiadłam na łóżku. Przez chwilę grzebałam w plecaku. W końcu natrafiłam na długi, chłodny przedmiot. Stella. Wyciągnęłam ją. Miała kryształowo-niebieski kolor. Podciągnęłam rękaw i zaczęłam rysować znak niewidzialności na przedramieniu. Skura mnie piekła, ale to uczucie było do wytrzymania. Potem zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy.
      Dwa serafickie noże. Nawet nie starałam się ich ukryć. Przecież i tak nikt ich nie zobaczy, podobnie jak i mnie.
      Do kieszeni upchnęłam sensor. Urządzenie służące do wykrywania demonicznej energii. Wyglądem niewiele różnił się od komórki. 
      Ubrana byłam cała na czarno. Związałam jeszcze włosy w luźnego kucyka i wyszłam z domu. Szłam ulicą tak jak każdy. Starałam się omijać ludzi, nie widzieli mnie więc chyba nie spodobało im się tajemnicze nic wbiegające w nich. 
       Skręciłam w boczną uliczkę, kiedy sensor wykrył wysoki poziom demonicznej energii. Rozejrzałam się dookoła. Nagle przede mną pojawił się Demon Drevak z trującymi kolcami. Towarzyszył mu zapach zgniłych śmieci. Był ślepy, kierował się węchem. Nie są zbyt mądre. Przeważnie służą jako szpiedzy i posłańcy.
       Wyciągnęłam serafickie ostrze i unosząc je krzyknęłam: 
        -Nakir!
       Nóż rozbłysnął jaskrawym światłem. Zamachnęłam się nim, jednak ostrze nie dosięgło demona. Uderzyło w niego coś okropnie ciężkiego i wytrąciło mi broń z ręki. Demon skorzystał z okazji i zranił mnie jednym ze swoich trujących kolców, tuż obok serca. Kolec pozostał w moim ciele. Chociaż nigdy nie krzyczałam z bólu, tym razem krzyknęłam. Naprawdę głośno.
       Potem bezwładnie opadłam na ziemię. Myślałam, że to już koniec, że zakończę swoje życie w jednej z brudnych uliczek Nowego Yorku. Drevak jednak nie zaatakował. Uniosłam lekko głowę, jedyne co zobaczyłam to Demona ciętego nożem. Posoka wytrysnęła mi w twarz. Usłyszałam przeniknięty bólem demoniczny krzyk. Oddychałam ciężko. Nade mną falowało niebo, choć chyba nie powinno. 
      Ostatnie co zobaczyłam nim odpłynęłam w ciemność to para przenikliwych złotych oczu.

_____________________________________________________________
No i jest Prolog ^^ Szczerze mówiąc to jestem z siebie dumna! xd Myślę, że wam także się spodoba ;x A jutro albo po jutrze Rozdział 1 <333

O mnie

Zwykła nastolatka zafascynowana serią książek Cassandry Clare <333 mam 13 lat  i mam nadzieję, że mój wiek was nie zrazi xd Postanowiłam przedstawić twórczość autorki pod trochę innym światłem ^^ Wydarzenia dzieją się po 5 części serii - Miasto Zagubionych Dusz. Niektóre fakty zostały zmienione na potrzeby opowiadania. Mam nadzieję, że spodoba wam się mój blog ;xxx
Mój pseudonim artystyczny: Clarissa Everdeen
Yuki secretartwork