piątek, 21 lutego 2014

13 Mów szeptem, bo obudzisz demona

"Miłość jest jak nar­ko­tyk. Na początku od­czu­wasz eufo­rię, pod­da­jesz się całko­wicie no­wemu uczu­ciu. A następne­go dnia chcesz więcej. I choć jeszcze nie wpadłeś w nałóg, to jed­nak poczułeś już jej smak i wie­rzysz, że będziesz mógł nad nią pa­nować. Myślisz o ukocha­nej oso­bie przez dwie mi­nuty, a za­pomi­nasz o niej na trzy godzi­ny. Ale z wol­na przyz­wycza­jasz się do niej i sta­jesz się całko­wicie za­leżny. Wte­dy myślisz o niej trzy godzi­ny, a za­pomi­nasz na dwie mi­nuty. Gdy nie ma jej w pob­liżu - czu­jesz to sa­mo co nar­ko­mani, kiedy nie mogą zdo­być nar­ko­tyku. Oni kradną i po­niżają się, by za wszelką cenę dos­tać to, cze­go tak bar­dzo im brak. A Ty jes­teś gotów na wszys­tko, by zdo­być miłość." - Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam, Paulo Coelho 

     Jocelyn stała przed lustrem w łazience. Patrzyła na swoje odbicie i zdała sobie sprawę, że po raz pierwszy od bardzo długiego czasu wygląda naprawdę pięknie. Sama czuję się pięknie. 
     Miała czyste paznokcie. Na twarzy pełny makijaż. Rude i niesforne włosy idealnie upięte w koka na czubku głowy. Miała nagie ramiona. Słabe światło podkreślało jej obojczyki i kości policzkowe. Ubrana była w złotą suknię. Sięgającą ledwo za kolana. Przy pasie widniały złote różyczki nadające sukni kobiecości i delikatności. 
     Uśmiechnęła się do siebie. Była nie tylko niewiarygodnie piękna, ale też niewiarygodnie szczęśliwa. Co prawda nie tak wyobrażała sobie swój ślub z Lukiem, ale nikt nie wiedział ile zostało im jeszcze czasu. Mogła się liczyć każda sekunda. A ani Jocelyn, ani Luke nie chcieli umrzeć ze świadomością, że nie wyszła za mąż ani nie ożenił się z osobą, którą kochali najbardziej na świecie. Za osobę, która jest ich życiem. 
     Jocelyn po raz ostatni poprawiła włosy i wyszła z łazienki. Niemal od razu zobaczyła Luke'a, który już nie wyglądał jak Luke. Ten mężczyzna miał idealnie uczesane włosy. Idealnie wyprasowany garnitur. Dopasowany pod kolor sukni panny młodej krawat. Miał lakierki, buty, których Luke nigdy by nie założył. Pozbył się nawet dodających mu uroku i lat okularów. Ten mężczyzna był przystojny. Wyglądał na niesamowitego romantyka. Oraz idealnie nadawałby się na opiekuna dla dzieci. 
     Luke rozłożył szeroko ręce i zapytał:
     - I jak?
     Odkręcił się dookoła własnej osi. Jocelyn nie zdołała powstrzymać śmiechu. Teraz zrozumiała dlaczego Luke nigdy nie przepadał za garniturami. Wyglądał w nich niczym klaun w cyrku. Zatrzymał się gdy zobaczył niezadowolenie na twarzy Jocelyn. Podszedł do niej i ujął jej ręce. 
     - Co się stało? - spytał. 
     - Nie jestem pewna czy powinniśmy to zrobić - spojrzała Luke'owi prosto w oczy. 
     - Chcesz się wycofać? 
     - Nie! - zaprzeczyła natychmiast. - Nie. Ale Jonathan...
     - Jonathan odebrał mi siostrę - Luke ścisnął jej ręce. - Nie chcę by zrobił to samo z tobą. 
     - Luke... - jęknęła Jocelyn. - Ale Amatis żyje. Ona tylko.... 
     - Wiem. jednak dla mnie jest już martwa. Ona pogodziła się z moją stratą, gdy stałem się wilkołakiem. Ja muszę pogodzić się z jej stratą gdy gdy stała się Mrocznym Nocnym Łowcą. Nieważne ile będzie mnie to kosztować. 
     - Ona myślała, że żyjesz. 
     - Potem dowiedziała się prawdy i nic z tym nie zrobiła. 
     - Luke... - Jocelyn pogłaskała mężczyznę po policzku. 
     - Nie - odpowiedział stanowczo - muszę. 
     - Wiem. Ale zawsze gdy wyobrażałam sobie nasze wesele to wcale ona tak nie wyglądało. - Skrzywiła się. - Kościół był przepięknie przystrojony. Simon prowadził mnie do ołtarza... 
     - Simon? - zdziwił się Luke. 
     - Nie przerywaj - skarciła go Jocelyn. - Za mną szła Clary sypiąc kwiatki. Dookoła byli zgromadzeni wszyscy nasi przyjaciele i rodzina.  Był marsz weselny, a ja zaczęłam płakać, bo widziałam przed sobą najmilszego, najlepszego i najromatyczniejszego mężczyznę tego stulecia. I do tego byłam w nim ślepo zakochana. 
     Luke uśmiechnął się słabo, a Jocelyn zrobiła to samo. A do tego rozumiał mnie bez słów, pomyślała. 
     - Będziesz ty. Będę ja. Czego więcej nam potrzeba do szczęścia. 
     Clary, odezwał się cichy głosik w głowie Jocelyn. Potrzeba mi Clary. Ale gdzieś w głębi wiedziała, że ona wróci. Musiała wrócić. A Jocelyn nie chciała psuć tak romantycznej chwili rozmową o córce. 
      - Niczego - szepnęła. 

* * * 

     - Chcesz tego? - spytał Luke patrząc na ogromne drzwi kościoła. 
     - Tak - odpowiedziała Jocelyn ze ściśniętym gardłem. Spojrzała na Luke', był niesamowicie blady. Jak nigdy. - A ty?
     - Czekałem na to przez siedemnaście lat. 
     Siedemnaście długich lat. Minęło tak wiele czasu. Tak wiele rzeczy się zmieniło. A Luke dalej kochał tą samą osobę. 
     - Wejdziemy tam - szepnęła Jocelyn. - I co?...
     - I spróbujemy nie uciec sprzed ołtarza - odpowiedział Luke i splótł swoje palce z palcami Jocelyn. 
     Bez marszu weselnego wkroczyli do kościoła.w pomieszczeniu było pusto. Kremowe buty Jocelyn stukały o wypolerowaną posadzkę, a ten dźwięk wypełniał całe pomieszczenie. Stanęli przed ołtarzem, a serce Jocelyn waliło jak szalone. Nie myślała, że kiedykolwiek zobaczy jeszcze kościół od wewnątrz. Nie była religijną osobą. 
     Zerkała nerwowo na Luke'a, który był zadziwiająco spokojny. Stukał butem w posadzkę co wywoływało u Jocelyn dreszcze. Nie mogła uwierzyć, że jest taki spokojny kiedy ona ledwo utrzymuje się na nogach. Powinno być odwrotnie! Przecież Jocelyn już  raz wyszła za Valentine'a, a dla Luke'a był to pierwszy raz. Jego pierwszy ślub i do tego był tak wysoce nieprofesjonalny. Nie uzyskali zgody Clave i pobierali się w Przyziemnym kościele. Przynajmniej Jocelyn miała złotą kuchnię. 
     Z oddali dochodził stukot butów, nie tak wyraźny jak obcasy Jocelyn, ale także głośny. Po chwili przed nimi pojawił się gruby mężczyzna. Miał na sobie coś czarnego. Najbardziej przypominało to garnitur, ale niesamowicie niechlujny garnitur. Skrzyżował tęgie ramiona na piersi i odchrząknął. Jego twarz była wykrzywiona poprzez nieszczęśliwy grymas, co sprawiało, że już nie przypominała twarzy. 
     - Czego państwo oczekują? - spytał niskim głosem. 
     - Ślubu - odpowiedział natychmiast Luke.  
     - ślubu? - zdziwił się mężczyzna. - Mamy wolny termin dopiero na czerwiec. 
     Burknął i skierował się w stronę drzwi z których przed chwilą wyszedł. 
     - Chyba się nie rozumiem - zatrzymał go Luke
     - Wydaje mi się, że bardzo dobrze się zrozumieliśmy. A teraz Państwo pozwolą, że pójdę dokończyć mój stek...
     - My chcemy wziąć ślub teraz! - Najwyraźniej Luke stracił cierpliwość. 
     - Teraz? 
     Ksiądz przyjrzał się im uważnie i wybuchnął głośnym śmiechem, który wypełnił nawet najgłębszy zakamarek kościoła. 
     - Ślub? - zapytał wciąż się śmiejąc. - Teraz?
     - Tak! Teraz! - warknął Luke i nie zabrzmiało to ani trochę ludzko. 
     Gruby ksiądz przestał się śmiać i spojrzał z przerażeniem na Luke'a. Z trudem przełknął ślinę i spytał: 
     - Mają państwo obrączki? - głos mu drżał. Luke potrafił być przerażający. Oczywiście, ze tak, przecież był wilkołakiem! 
     Luke sięgnął do kieszeni garnituru i wyjął z niej dwie srebrne obrączki. Co prawda tak niewinnie leżąc na jego ręce wyglądały ślicznie, ale na palcu Jocelyn wyglądałyby ładniej. 
     - Proszę chwilę poczekać - powiedział i wyszedł. 
     Jocelyn spojrzała na Luke'a i uśmiechnęła się nerwowo. już prawie zapomniała jakie to uczucie mieć motyle w brzuchu. Ale te motyle chyba zaczęły się rozprzestrzeniać i opanowały już nie tylko brzuch, ale i serce oraz głowę. Jocelyn oddychała przez usta starając się pozbyć jak największej ilości motyli za jednym oddechem. Nie chciała by podczas pocałunku jeden  z motyli przedostał się do ust Luke'a. 
     Po chwili wrócił ksiądz. W rękach trzymał książkę. Odchrząknął i stanął przed Lukiem i Jocelyn. 
     - Zebraliśmy się tu wszyscy... 
     - Niech pan to pominie - przerwał mu Luke. 
     - Mam zacząć od połowy? - warknął. 
     - Nie. Od końca. 
     Mężczyzna posłał Luke'owi jadowite spojrzenie, ale posłusznie przekartkował księgę i zaczął: 
     - Niech pan powtarza za mną.  
     Luke kiwnął głową. 
     - Ja... - spojrzał na Luke'a. 
     - Ja Luke Graymark - dopowiedział.
     - Biorę ciebie... 
     - Biorę ciebie Jocelyn Fairchild...
     - Za żonę i ślubuję wierność... 
     - Za żonę i ślubuję wierność... - mówiąc to Luke wciąż wpatrywał sie w oczy Jocelyn.
     - I uczciwość małżeńską... 
     - I uczciwość małżeńską... 
     - Oraz, że cię nie opuszczę, aż o śmierci.  
     - Oraz, że cię nie opuszczę, aż o śmierci.  
     - Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
     -  Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. 
     Potem ksiądz odwrócił sie w stronę Jocelyn. Kobieta powtórzyła te same słowa omal nie płacząc. Przysięga dłużyła sie w nieskończoność. Ciągnęła zawiłymi dróżkami i ścieżkami. Nie pozwalały rozwinąć własnych skrzydeł i powiedzieć tego co tak naprawdę się czuje. 
     - Obrączki - powiedział mężczyzna po złożeniu przysięgi.  
     Luke dał większą obrączkę Jocelyn, a sam wziął mniejszą. Była taka mała i delikatna... 
    - Jocelyn Fairchild przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Mruknął lekko znudzony ksiądz. Przestępował z nogi na nogę. 
    - Jocelyn Fairchild przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
     Luke wyciągnął drżącą rękę w stronę Jocelyn. Chwycił małą obrączkę w dwa palce. Ujął wolną ręką dłoń Jocelyn, a dłoń w której trzymał obrączkę zbliżył do palca Jocelyn. Zawahał się. Spojrzał na Jocelyn jakby oczekiwał pomocy, ale ona mogła jedynie stać i patrzeć. Ją także sparaliżował strach. W końcu Luke wsunął obrączkę na palec Jocelyn i dopiero wtedy kobieta zauważyła, że Luke naprawdę się denerwuje. 
     - Luku Graymark przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. - Powiedział ksiądz wyrywając Jocelyn z zamyślenia. 
     - Luku Graymark przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
     Wykonała zadziwiająco pewny gest i wsunęła obrączkę na palec Luke'a. 
     - Ogłaszam was mężem i żoną. Może Pan pocałować pannę Młodą. 
     Luke spojrzał na Jocelyn i natychmiast objął ją w pasie. Przyciągnął do siebie i wtopił palce w jej włosy.  Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. A usta delikatnie się zetknęły. Jednak pocałunku nie dało się traktować poważnie gdy obok nich stał jęczący ksiądz. 
     - To najdziwniejszy ślub jakiego udzieliłem - burknął.
     Jocelyn oderwała się do Luke'a. Wymienili znaczące spojrzenia i trzymając się za ręce wybiegli z kościoła. Gdy znaleźli sie na schodach Luke znów pochwycił Jocelyn i pocałował prosto w usta. Tym razem już mniej delikatniej. Jocelyn natychmiast go powstrzymała i spojrzała prosto w jego niebieskie oczy. 
     - Zachowaliśmy się jak dzieci. 
     - Ja nie mam dzieci. -Zauważył Luke i powrócił go całowania swojej żony.      

* * *

     - Alec? - Jace uchylił drzwi i zajrzał do pokoju Aleca. 
     Chłopak siedział na łóżku obejmując kolana rękami. Gdy usłyszał Jace'a niechętnie podniósł głowę. 
     - To ty? - spytał cicho. - Nie jesteś z Clary? Isabelle mi powiedziała, że ej mama... 
     - Clary sobie poradzi - przerwał mu Jace i bezgłośnie wślizgnął się do pokoju. Był jak kot, ale był za duży na kota. Przeszedł przez pokój  i zatrzymał się przed łóżkiem. - Martwię się o ciebie. 
     - O mnie? - burknął Alec robiąc miejsce na łóżku dla Jace'a. - Ja też sobie poradzę. 
     Jace westchnął i usiadł obok Aleca. 
     - Rozmawiałeś z Magnusem? - spytał.
     - Rozmawiałem. 
     - Co powiedział?
     - Chciał, żebym do niego wrócił... 
     Jace otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale zamilkł. Magnus nie wyglądał na kogoś kto potrafi przyznać się do błędu. Przecież miał osiemset lat i z całą pewnością rzadko kiedy ponosił odpowiedzialność za cokolwiek. A do tego nie lubił Nocnych łowców. 
     - Zgodziłeś się?
     Jace uważał, że to pytanie jest zbędne. Odkąd Magnus zerwał z Alekiem, Alec był wrakiem człowieka. Jadł, chodził, odpowiadał na pytania jak robot. 
     - Nie - odpowiedział Alec. 
     - Nie? Dlaczego? - Jace nie był pewien czy to co usłyszał jest prawdą.Ni mogło być prawda. 
     - Nie chce być jak... no wiesz. W Biblii był mężczyzna, który miał syna. Dał temu synowi pieniądze, a syn odszedł. Potem gdy stracił wszystko powrócił do domu i prosił o wybaczenie. Nazwano go Synem Marnotrawnym. Nie chce taki być. Chciałem tylko odnaleźć sposób na to by móc... zestarzeć się wraz z Magnusem, albo nie zestarzeć się wcale - westchnął. - Gdy tylko Camille powiedziała mi jak mogę to osiągnąć... Już wtedy wiedziałem, że nie mogę mu tego zrobić. Za bardzo go kocham... 
     - Ale nie kochasz go dostatecznie mocno by do niego wrócić? Wam obojgu wyszłoby to na dobre. 
     - Kocham go na tyle, że mogę żyć bez niego. 
     - To nie jest żadna pomoc! Ty tego nie chcesz! Magnus tego nie chce! Krzywdzisz was obojgu!    
     Alec uniósł lekko głowę i spojrzał na Jace'a. 
     - A ty skąd to możesz wiedzieć? Tobie zawsze się wszystko układało w miłości... 
     - Idę porozmawiać z Magnusem - przerwał mu Jace i skierował się do drzwi. 
     - Jasne. Ciebie posłucha - zatrzymał go Alec. - Każdy ciebie posłucha. Masz w sobie coś takiego, że każdy sądzi, że jesteś ode mnie lepszy. Jesteś przystojniejszy. To ty zabiłeś tysiące demonów. uratowałeś świat. Ludzie sądzą, że jestem tylko chłopakiem, który zmusił cię do tego byś wybrał go na parabatai. Bo przecież ktoś taki jak ty, nigdy nie wybrałby kogoś takiego jak ja... 
     Jace odwrócił się do Alec'a i wciąż stojąc wyszeptał bezgłośnie: "Alec". 
     - Ja nigdy tak o tym nie myślałem - jęknął. 
     Alec podciągnął kolana do klatki piersiowej i w zamyśleniu spojrzał na Jace’a.
     - Wiem – powiedział  – Nie jestem zazdrosny. Zawsze wiedziałem, że od początku wszyscy uważali, że jesteś ode mnie lepszy. Mój ojciec tak myślał. Clave. Izzy i Max patrzyli na ciebie jak na wielkiego wojownika, którym chcieliby być. Ale w dniu kiedy spytałeś mnie, czy zostanę twoim parabatai, wiedziałem, że masz na myśli to, że ufasz mi wystarczająco, aby poprosić mnie o pomoc. Mówiłeś mi, że nie jesteś tym samotnym i samowystarczalnym wojownikiem, który może wszystko zrobić samemu. Potrzebowałeś mnie. I zdałem sobie sprawę, że była jedna osoba, która nie uważała, że jesteś ode mnie lepszy. Ty.*
     Jace wciąż stał i wpatrywał się w swojego parabatai z dziwnym wyrazem twarzy. Jakby zaraz miał się rozpłakać i przyznać mu rację. Ale się nie rozpłakał, zamiast tego powiedział:
      - Jestem pewny, że Max i Izzy nie... 
      - Pamiętasz jak zginął Max? - przerwał mu Alec. - W ręku trzymał żołnierzyka, którego dostał od ciebie. Gdy a mamą i tatą wrócili z Idrisu podbiegł właśnie do ciebie. Nie do swojego brata, ale do kogoś kogo równie dobrze mógł nie znać. - Przerwał na chwilę. - Ale jak już mówiłem nie mam ci tego za złe. A Izzy jest już prawie dorosła. Nie mogę jej wybierać kogo ma uważać za bohatera. 
     Jace z powrotem usiadł obok Alec'a. 
     - Ja byłem ich bohaterem, ale to ty byłeś ich bratem - szepnął. - Zawsze gdy ja narażałem ich życie to ty ich ratowałeś. Zachowywałeś się jak prawdziwy starszy bart. - Jace westchnął i wyprostował się. - A ja nawet nie potrafię zaopiekować się własną siostrą. Starszą siostrą. 
     - Może ona nie potrzebuje opieki? 
     - Tak sądzisz? - zapytał Jace z bladym uśmiechem.
     - Nie. Jestem Herondale'em. Potrzebuje podwójnej opieki. 
     Oboje się roześmiali.
* cytat z oryginalnej książki "Miasto Rajskiego Ognia"   

* * *

     - Piekielny Kielich? - powtórzyła Jasmine spoglądając na Sebastiana.
     - Tak. Jeśli się z niego napijesz... zniknął wszystkie twoje problemy - uśmiechnął się szyderczo. 
      Jasmine spojrzała na kielich. Nie wyglądał tak jakby miał ją pozbawić problemów. Bardziej jakby miał dodać jej problemów I to masy problemów. Skupiła sie na czarnym płynie na dnie. Wyglądał niesamowicie smakowicie i przyciągająco. 
     - To krew? - zapytała. 
     Sebastian pokiwał głową. Chyba nie powinien ujawniać takich rzeczy. Jednak nie odpychało to Jasmine. Wręcz przeciwnie. Zapach krwi dziwnie ją przyciągał, ale nie powinien. 
     - Mam to wypić? - spytała z nadzieją, że Sebastian zaprzeczy. 
     - Tak.
     Jasmine jeszcze raz spojrzała na kielich, a potem na Sebastiana. W jego czarnych oczach, bardzo głęboko, kryła się nieopanowana furia. Wpatrywał się w Jasmine wyczekując aż przybliży kielich do ust i się z niego napije. Czyżby aż tak mu na tym zależało? Jasmine nie była pewna czy powinno, ale przybliżyła kielich do ust. 
     Odetchnęła głęboko próbując uspokoić oddech. Ręce jej drżały, a czarny płyn obijał się o ścianki kielicha jakby chciał się wydostać. Jak rzeka płynąca tylko jednym korytem. Niemająca żadnego wyboru. Jasmine przechyliła kielich. Krew zetknęła się z jej wargami. Była ohydna. Jasmine jeszcze przez chwilę się wahała czy nie rzucić kielichem o najbliższą ścianę, żeby roztrzaskał się na kawałeczki. Ale było to zbyt egoistyczne. Tak przynajmniej stwierdziła. 
     Rozchyliła wargi i płyn wpłynął do jej ust.  Krew znów przypominała jej rzekę. Płynącą niesamowicie szybko. Obijającą sie o jej przełyk, aż w końcu wpadającą do żołądka odnajdując wolność. Powoli rozchodzi się po całym ciele. W niewyjaśniony sposób dostaje się do żył. Nowa krew, która wpływa do ciała Jasmine i łączy się z krwią Podziemia. Jednak to uczucie było przyjemne tylko przez chwilę. Potem krew wydawała się jeszcze obrzydliwsza. 
     Jasmine upadła na kolana. Próbowała się powstrzymać, żeby nie zwymiotować. Jednak było to niemożliwe. Po chwili ciemna krew chlusnęła na buty Sebastiana. Ciemny płyn ściekał po jej brodzie. Podniosła dłoń i próbowała pozbyć się krwi. Ale rozmazała ją jedynie po całej twarzy. Poczuła teraz ogromny ból i krzyknęła. natychmiast wstała. wtedy jej ciało się wyprostowało i wydała z siebie nieludzki dźwięk. Jakby się dławiła. Zderzyłaby się z ziemią gdyby nie Sebastian, który ją podtrzymał. 
     Gdy Jasmine próbowała złapać oddech Sebastian zniżył się lekko i ukląkł na ziemi. Położył głowę Jasmine na swoich kolanach i odgarnął jasny kosmyk włosów z jej twarzy.
     - Okłamałeś mnie! - warknęła niewyraźnie Jasmine gdy ból powoli opanowywał całe jej ciało. 
     - Musiałem. - Odpowiedział spokojnie Sebastian. - Krew Lilith działa na ciebie inaczej... - Jasmine krzyknęła i wygięła się jeszcze bardziej do tyłu. - ... bo masz w sobie wiele obcej krwi. Ale spokojnie. Będzie dobrze. 
     Jednak Jasmine mu nie wierzyła. Jej oczy wypełniły się łzami i gdy jedna z nich spłynęła po jej policzku Sebastian natychmiast ją otarł. 
     - Ty mnie zabiłeś - szepnęła Jasmine walcząc z bólem. 
     - Nie. Wszystko będzie dobrze. 
     Potem pochylił głowę zbliżając twarz do twarzy Jasmine, która nie widziała w tym najmniejszego sensu. Co jeszcze mógłby jej zrobić skoro już i tak ją zabił? Ale Sebastian nie zamierzał jej skrzywdzić. Rozchylił lekko wargi w chwili gdy zetknęły się z ustami Jasmine. Jasmine nie miała siły, żeby się bronić. Sebastain właśnie ją pocałował, a ona nie mogła tego odwzajemnić ani temu zapobiec. Jedynie jęknęła cicho. 
     Po pięciu sekundach, gdy ich sztywne usta się stykały, Sebastian podniósł głowę. Jego usta były całe we krwi, tak jak usta Jasmine. Dziewczyna powstrzymywała krzyk, gdy Sebastian się uśmiechnął. 
     - Nie wierzę, że jesteś siostrą Jace'a - szepnął. - Będę musiał cię przeprosić za to co zrobisz. 
     Jasmine chciała zapytać co ma na myśli jednak gdy tylko otworzyła usta wydobył się z nich krzyk. Jej ciało zaczęło dygotać i zsunęła się na ziemię. miotała się w kurzu i piasku warcząc, jak demon, który właśnie wraca do swojego wymiaru. Nad nią błyszczały gwiazdy, które teraz zrobiły się czerwone. Księżyc przybrał szkarłatną barwę. Sebastian pokryty był krwią. Cały świat krwawił. Jasmine znów zaczęła krzyczeć. tym razem bardziej z przerażenia niż bólu. Świat pogrążał się we krwi, a ona nie mogła się ruszyć. Sebastian nie chciał jej pomóc... 
     Oczy Jasmine zrobiły się czarniejsze niż u Sebastiana. Zakryła twarz dłońmi spod których wydobywał się stłumiony krzyk. Nagle Jasmine przestała się poruszać. Opuściła ręce i otworzyła oczy, które odzyskały już wcześniejszy złoty kolor. Usiadła machinalnie, a świat wcześniej pogrążony we krwi odzyskał dawne kolory. Wszystko znów stało się rzeczywiste i spokojne. Sebastian powoli wstał. Podał rękę Jasmine, a ta jak na kobietę przystało chwyciła ją i wstała. 
     Stała przed Sebastianem wpatrując się w jego oczy, które wydawały się spokojne i pełne uczuć. Oświetlał ją ogromny księżyc. Uśmiechnęła się szeroko, a Sebastian odwzajemnił uśmiech. Jednak nie był to szczęśliwy uśmiech. jeżeli w ogóle człowiek, który jest pół-demonem może być szczęśliwy. 
     - Mamy dzisiaj wyjątkowo piękną noc - powiedziała Jasmine nie panując nad własnymi słowami. 
     - O tak - szepnął Sebastian. Zbliżył się o krok do Jasmine i utrzymując ciągły kontakt wzrokowy zaczął mówić. - Zabij Jace'a. I każdego kto stanie ci na drodze. Przyprowadź do mnie Clary. Przyprowadź ją!  

 * * * 

     Po Instytucie rozległ się dźwięk kołatki uderzającej w drzwi.
     - To Simon! - wykrzyknęła Clary. 
     - Dzwoniłaś do niego? - zdziwiła się Izzy. 
     - Tak. 
     - Powinnaś do niego pójść. - Mruknęła. 
     - Muszę skontaktować się z mamą. Simon może wejść...
     - Nie może. Jest wampirem. A to jest kościół. 
     Clary spojrzała znad telefonu na Izzy jakby usłyszała o tym po raz pierwszy.
     - Wyjdziesz do niego? Proszę. 
     Isabelle przewróciła oczami, ale gdzieś wgłębi siebie cieszyła się z tego. Nie widziała Simona od wielu dni. Szybko wbiegła do windy i czekając, aż zjedzie na dół nerwowo stukała palcami w drzwi. Na korytarzu omal nie przewróciła się na Churchu, który jak zwykle spał w najmniej odpowiednich miejscach. 
     - Głupi kocur! - krzyknęła i dobiegła do drzwi. 
     Zatrzymała się przy nich i zaczęła głęboko oddychać próbując się uspokoić. Poprawiła włosy i wyprostowała ciemną bluzkę. Wzięła jeszcze raz głęboki oddech i pchnęła drzwi. Na widok niewinnej twarzy Simona omal nie pisnęła ze szczęścia. podbiegła na niego i rzuciła mu się na szyję. Nie dało się ukryć, że Simon był zaskoczony. Niepewnie objął Isabelle. Niezbyt często okazywali sobie tak wyraźne czułości. I Isabelle chyba zdała sobie z tego sprawę gdy odskoczyła do tyłu jakby Simon ją odepchnął. 
     - Simon - powiedziała niewinnie. - Miło cię widzieć. 
     - ciebie też. Jest Clary? pisała, że jej mama... 
     - Wy Przyziemni chyba rzadko kiedy rozumiecie sens takich wiadomości - Izzy skrzywiła się myśląc o Clary, kiedy napisała jej, że Inkwizytorka zamknęła Jace'a w Cichym Mieście. Clary wtedy natychmiast zjawiła się w Instytucie. 
     - Nie jestem Przyziemnym - stwierdził Simon. - I o czym ty mówisz? 
     - Nieważne. Clary próbuje skontaktować się z Lukiem i Jocelyn więc nie wyjdzie... A ty nie możesz wejść. Przejdziemy się? 
     Chyba niezbyt często zdarza się gdy ktoś taki jak Isabelle zaprasza tak zwyczajnego Podziemnego na spacer. Oczywiście Isabelle uwielbiała randki i różnorodność podobnie jak Magnus. Ale także podobnie jak Magnus nie zainteresowałaby się kimś takim jak Simon. A jednak Magnus był w związku z Alekiem...
     - Jasne - odpowiedział Simon. 
     Szli ulicami w milczeniu dopóki Isabelle nie zauważyła wypalonego znaku Gwiazdy Dawida na szyi Simona. 
     - Co to? - spytała lekko przerażona. 
     - Ach, moja matka wciąż uważa, że zabiłem prawdziwego Simona i zająłem jego miejsce... 
     - Musisz coś z tym zrobić! - przerwała mu Isabelle. - To twoja matka! Nie może cię tak traktować do końca życia! jesteś jej dzieckiem, a dzieci się kocha!
     - Nie każdy kocha swoje dzieci - warknął Simon lekko zirytowany. 
     - Każdy! 
     - A więc to samo powiesz o swoim ojcu, który zostawił Maryse z dwójką dzieci?! - Simon pożałował tych słów w momencie gdy je wypowiedział. 
    - Nie... 
    - Isabelle, przepraszam. Od pewnego czasu wszystko mnie denerwuje! Nie mogę wytrzymać z Jordanem pod jednym dachem! - Odchylił głowę do tyłu i nabrał powietrza. Gwiazdy świeciły niesamowicie jasno. - Erick wymyśla okropne teksty od zawsze, ale ostatnio prawie mu nie przywaliłem! "Codzienna monotonia robi z ciebie kuklektor" - zacytował. - Co to jest kuklektor?! - wziął głęboki oddech. - Dlatego chciałem porozmawiać z Clary. Ona zawsze wiedziała co zrobić. Ale teraz gdy potrzebuję jej jak nigdy, to jej nie ma. 
     - Masz mnie - szepnęła Isabelle, która do tej pory uważnie słuchała i najwyraźniej zapomniała o tym co powiedział Simon na temat jej ojca. 
     - Ciebie? - zapytał zdziwiony. - Nie obraź się, ale ty jesteś Nocnym Łowcą od dziecka. Wątpię czy umiałabyś rozwiązać problemy Przyziemnych. Ty zabijasz. 
     - Mam serce, Simonie.      
     Simon spojrzał na Isabelle. Jej twarz była oświetlana przez księżyc co sprawiało, że wyglądała na jeszcze młodszą i ładniejszą. 
     - Isabelle ja nie... 
     - Och, zamknij się już i słuchaj! - krzyknęła czym skutecznie uciszyła Simona. - Wydaje mi się, że chodzi o to, że przeszedłeś tak wiele w tak krótkim czasie i masz już tego dosyć... 
     - Clary też wiele przeszła, ale nie zaczyna wariować. 
     - Bo Clary ma oparcie w Jasie. 
     - A ja mam oparcie w Clary... 
     - Ale Clary ma oparcie w kimś kto od dawna żyje w tym dziwnym świecie - przez chwilę Simonowi wydawało się, że Izzy się zarumieniła. 
     - Sugerujesz, że mam mieć oparcie w tobie? 
     Teraz Simonowi się nie przewidziało Isabelle naprawdę się zarumieniła. 
     - Nie... ja wcale nie... 
     - A jeśli ja chcę mieć w tobie oparcie? 
     Simon zbliżył do Isabelle, która chyba po raz pierwszy wydała się nieśmiała. Przez chwilę Simon myślał, że się cofnie i ucieknie. Ale ona wciąż stała i z lekkim przerażeniem patrzyła na usta Simona, które zbliżały się do jej ust. I w końcu się zetknęły. Z całą pewnością nie był to delikatny pocałunek. Kryła się w nim desperacja. Jakby właśnie żegnali się na zawsze... 
     - Proszę, proszę... - przerwał im głos dochodzący zza budynku. - Simon Lewis. Wampir. A do tego Chodzący Za Dnia. Już bez Znaku Kaina...
     Simon odsunął się od Isabelle i spojrzał w ciemność gdzie w przeciwieństwie do Izzy zobaczył postać człowieka, chociaż postać nie była człowiekiem. 
     - Raphel - warknął. 

_________________________________________________
Rozdział zadziwiająco wcześnie co nawet mnie zdziwiło ;o Trochę się poplątało jednym słowem xd  Postarajcie mi się wybaczyć rozdzielenie Magnusa i Aleca ;))
A tymczasem rozdział dedykuję  - Kowal i -Klaudii, które wspierały mnie podczas pisania tego rozdziału ^^

A z racji tego, że mam coraz więcej czytelników założyłam tumblra gdzie będziecie mogli zadawać mi pytania i poczytać trochę o świecie Nocnych Łowców z mojej perspektywy ;)) ZAPRASZAM - tumblr
i jeszcze zapraszam na bloga o Malecu ;)) Niestety już nie mojego - blog


26 komentarzy:

  1. Dziewczyno! Serce wciąż mi wali po tym jak to przeczytałam! O mój Boże *.* Aż miałam dreszcze! xd Ale było świetnie! Tylko tak dalej <333 OMG! od niedawna czytam twojego bloga, ale już go kocham ^^
    "- O tak - szepnął Sebastian. Zbliżył się o krok do Jasmine i utrzymując ciągły kontakt wzrokowy zaczął mówić. - Zabij Jace'a. I każdego kto stanie ci na drodze. Przyprowadź do mnie Clary. Przyprowadź ją!" - musiałam to zacytować! Ale mnie zaciekawiłaś! Już chce wiedzieć co Sebcio knuje! I po co mu do tego Clary???? jeju, a Simon i Izzy? BOSKO! Ale ten Raphel ;/ A do tego Jocelyn i Luke <33 świetne tyle czekałam na ich ślub <333 i nie mogę zapomnieć o Jasie i Alecu ;D Przedstawiłaś ich w końcu jak prawdziwych parabatai ^^ Oczekiwałam tego od Cassie od 1 części a ty to zrobiłaś! Kocham cie ;xxx do następnego rozdziału! Życzę weny i przede wszystkim czasu!
    Pozdrawiam,
    Monika ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej! nie mam pojęcia co mogę odpowiedzieć ^^ po prostu dziękuję <33 bardzo dziękuję ;xx i także pozdrawiam ;))

      Usuń
  2. Świetny rozdział i nic nie poplątałaś ! Przecież coś musi się dziać . I mało co się nie rozpłakałam jak mi ten rozdział zadedykowałaś ! ;DD O matko ! Dziękuuuję ♥
    Wszystko jest MEGA !!! I ten Sebastian tak intryguje ... Ach !! ;))
    I Simon i Izzy ! Nareszcie ! Są taką super parą ;) Wszystko jest cudowne ;) No mało Clary ale mam nadzieję, że jeszcze będzie ;DDDD A ślub Jocelyn i Luka szalony, ale słodkiii <3
    JESTEŚ GENIALNA !!!!
    Oczywiście jak zawsze dużo weny i nowych pomysłów .
    I jeszcze raz DZIĘKI, DZIĘKI za ten dedyyyk ;) ♥ Kochaaam ;)
    Klaudia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No musi ^^ nie miałam pojęcia, ze taka niewinna dedykacja może mieć taką moc ^^ <33
      Clary będzie na pewno ^^ Na razie zajęłam się trochę innymi, ale potem ona będzie na pierwszym miejscu ;))
      dziękuję bardzo ;x a co do dedyku nie ma sprawy ;)) ;xx

      Usuń
  3. OMG Rozsadzający post, dreszcze na plecach i pogłębiające się zaciekawienie które z każdą sekundą rosło :) Dziękuje za dedykowanie mi tego wspaniałego rozdziału <3 Oj no pozbierać się nie mogę. Co zrobi Sebastian gdy zdobędzie Clary? Czyżby nadal uważał że ona do niego należy? O a w tedy gdy Sebcio będzie zauroczony Clary, Jasmine będzie zazdrosna? Jak zareaguje Clary na wieść o ślubie Luka i Jocelyn? :* WSPANIAŁE! nie mogę się doczekać następnego :* życzę weny i dużo czytających internautów :D
    Kowal XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku jej! Aż mi się cieplutko na serduszku zrobiło. :] dziękuję ci bardzo i do następnego rozdziału :x

      Usuń
  4. Wiesz ile ja czekałam na ten pocałunek Jasmine i Sebastiana ?!??!?! Dziewczyno to nie do opisania co zrobiłaś! Jesteś świetna!
    A ten ślub... Normalnie cud, miód i malina! Szaleństwo to podstawa.
    Simon i Izzy! Hip Hip Hura!
    Jasmine... Podoba mi się jej nowe wcielenie.
    Normalnie cię Lovciam kuzynko! Ty to potrafisz zaskoczyć.
    Weny w nieskończoność i jeden więcej.
    Pozdro i Sayonara! Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. widzisz? dzisiaj jestem dobroduszna i spełniam życzenia ;)) To czego życzysz sobie w następnym rozdziale?
      Nie przyzwyczajaj się do tego jej nowego wcielenia ;)) bo się rozczarujesz ;))) i bardzo dziękuję ;x no i do za tydzień xd

      Usuń
  5. Rozdział jak zwykle niesamowity!
    Ślub Luka i Jocelyn <3 I ten ksiądz xd Super piszesz ;] Jestem bardzo ciekawa, co będzie z Jasmine ^^ No i w końcu doczekałam się Izzy i Simona :3 I na koniec Raphael :p Ogólnie wszystko mi się podobało, ale mam małą nadzieję, że Alec wróci do Magnusa <3 Po prostu nic dodać nic ująć :D
    Życzę weny! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział ciekawy. Zastanawia mnie, jakie plany ma Jonathan. Tylko ten ślub Jocelyn i Luke'a był... dziwny. Ta część mi się nie podobała tak szczerze, tym bardziej, że składali przysięgę, która pochodzi ze ślubu wyznania rzymskokatolickiego... To totalnie nie pasuje do tematyki Darów Anioła. No, ale to Twoja wizja, także ja tylko wyrażam swoją opinię, której wcale reszta czytelników nie musi podzielać. Życzę weny i powodzenia w dalszej twórczości.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam ci tego za złe bo szczerze mówiąc sama nie jestem zadowolona z ich ślubu ;3 Ale nie wiem aż tyle o Nocnych Łowcach co Cassie ;))
      i dzkuję bardzo, bo slowa krytyki są potrzebne od czasu do czasu ^^

      Usuń
    2. Ale i tak rządzisz w necie Kowal :D

      Usuń
  7. hejka wczoraj nie miałam czasu bo na imprie byłam :D ale tera mam czas, więc.. powodzenia z nowym rozdziałem, jak ci idzie? Czy mogłabym w czymś pomóc? jestem do twojej dyspozycji :* powodzenia ja coś to pisz pod komentarzem :) BUŹKA ;) Kowal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hejeczka ^ dziękuję bardzo i muszę przyznać że na razie marnie ;/ w sumie to mogłabyś mi pomoc ;3 piszę scenę z Raphelem i nie pamiętam czy był on raczej taki jak Jace - trochę narwany, ale "milutki", czy raczej jak Valentine - taki przeraźliwie miły i zrównoważony. Albo jeszcze inny... POMOCY! xd

      Usuń
    2. wydaje mi się że Raphel zawsze trzymał dystans. Był tajemniczy, nie zdradzał za dużo os sobie, cenił swój czas i nie lubił kiedy ktoś go marnował, był narwany oraz zrównoważony. Jeśli chodzi o to czył milutki to może w 11% :) i ja pomogłam? chyba nie to ciężkie ale cieszę się że chociaż mogłam podrzucić jakiś pomysł ;D

      Usuń
    3. Pomogłaś, nawet nie wiesz jak bardzo ;3 Jakbym chciała przejrzeć to wszystko w książce to rozdział by się przed północą nie pojawił xd dziękuję bardzo ;3

      Usuń
    4. Ohh zawsze z pomocą Kowal przyjdzie. Tak ogólnie to podpisuje się w ten a nie inny bo to jest moje przezwisko :D wyznaczone od nazwiska lecz koniec o mnie, cieszę się że mogłam pomóc tak wybitnej blogerce :D no nie oszukujmy się ;) Dobranoc Kowal

      Usuń
    5. Chciałabym znać twoje imię no ale Kowal też ładnie xd wybitnej blogerce xd nie no nie przesadzajmy ^^ na razie 'dobrej' xd potem może będzie lepiej..

      Usuń
    6. otuż moje brzmi......(robię napięcie :D).... Klaudia wiem głupie i wolę Kowal ale też jest drugie dno, na twym blogu już jest jedna Klaudia i dlatego podpisuje się tak a nie inaczej. A twe imię
      ? pewnie zacniejsze niż moje :p Bajo :* Kowal

      Usuń
    7. jej xd fajnie imię co chcesz ;3 szczerze mówić to gdy jeszcze nie skończyłam czytać tego komentarza to myślałam, że jesteś właśnie tą Klaudią xd a Kowal jest oryginalne ;3
      Mi się tam moje imię się nie podoba - Diana xd

      Usuń
  8. wiesz może to głupio zabrzmi ale w dzieciństwie miałam psa Dianę to ona nauczyła mnie chodzić :D a tak ogółem to powodzenia z nowym postem jak coś to pisz a ja przyjdę ci z pomocą XD powodzenia i pozdrowienia :) Piątek twego Bloga nowy początek :D Kowal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy moje imię, aż tak bardzo nadaje się na imię dla psa? xd hahah moja koleżanka też ma psa o imieniu Diana ;/
      dziękuję ^^ na razie idzie dobrze<33 będzie dużo Jace'a hhee jak coś to będę pisać ^^

      Usuń
  9. jejejeje Jace!!!! Oki Doki to jak cos to pisz bo tera bedę na kompie i zaczne oglądać Pamiętniki Wapirów :D życzę weny :* mój brat ma dziewczynę o imieniu Diana :) papatki i powodzenia i do (usłyszenia) napisania Kowal

    OdpowiedzUsuń
  10. Diana? a kiedy będzie rozdział dziś czy jutro bo nie wiem czy kompa wyłączać :D Kowal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na pewno dzisiaj ;)) około 20 może 20.05 ^^ bo już kończę

      Usuń

Yuki secretartwork