piątek, 7 marca 2014

15 To oznacza, że ocaleli

"I jeśli Miasto padnie, a ocaleje jeden
on będzie niósł Miasto w sobie po drogach wygnania
on będzie Miastem." - Zbigniew Herbert 



     - Co ty tu robisz? - burknął Jace krzyżując ramiona  na piersi.
     - Stoję - odpowiedziała beztrosko Jasmine. Lubię jak popadasz w skrajności - mówiło jej spojrzenie. - I zastanawiam się czy to wada wrodzona...
     - Co?
     Alec i Izzy siedzący na łóżku wpatrywali się w rodzeństwo z rosnącą ciekawością. Bynajmniej nie starali się jej nawet ukryć. Jace i tak nie zwracał na nich uwagi. Chyba po raz pierwszy w życiu był tak zainteresowany osobą płci przeciwnej, która nie była Clary. Każdego by to zainteresowało.
     - Że zawsze witasz mnie z przesadnym entuzjazmem - mruknęła ironicznie i uniosła podbródek.
     - Za to ty nie zawracasz na mnie najmniejszej uwagi...- odburknął Jace.
     - Właśnie. Jak to możliwe, że jesteśmy rodzeństwem?
     - Ja wciąż wierzę, że to tylko aluzja - odpowiedział Jace rozmarzonym głosem. - Ty znikniesz, a ja znów będę mógł uwodzić blondynki bez wyrzutów sumienia.
     Twarz Jasmine nie zdradzała żadnych emocji. Nie dało się określić czy może się tym przejęła czy cała ta sytuacja jest poniżej jej godności. Od kiedy stała się zamkniętą księgą?
     - Z chęcią bym się założył kto odpuści pierwszy - szepnął Alec prosto do ucha Isabelle.
     - Jasmine - powiedziała z uśmiechem.
     - Jace.
     - Dziesięć dolarów. Stoi?
     - Stoi.
     Uścisnęli sobie ręce i powrócili do obserwowania rodzeństwa.
     - Czy kiedykolwiek pozbędę się wrażenia, że w twoich oczach jestem głupią blondynką z dużym biustem? - jęknęła Jasmine.
     - Obawiam się, że to nie jest wrażenie, lecz szczera prawa - powiedział Jace z szerokim uśmiechem.
     - Za to twój uśmiech jest sztuczny - burknęła Jasmine niczym małe dziecko niemogące wymyślić sensownego argumentu.
     - Doprawdy? Kobiety mdlały na jego widok.
     - Musiały być to wyjątkowo głupie kobiety.
     - Nie zaprzeczam. A więc nie rozumiem dlaczego ty nie mdlejesz? - spytał z troską.
     - Kolor włosów nie świadczy o liczbie cyfr w IQ.
     - Wyglądasz okropnie - warknął Jace, któremu najwyraźniej też kończyły się argumenty.
     - A więc teraz nie podoba ci się moja twarz? - Jasmine uniosła brwi.
     - Nie podobała mi się od zawsze.
     - Jakoś nie przeszkadzało ci to gdy mnie całowałeś - zauważyła.
     - To ty mnie całowałaś.
     - Gdzie ja miałam oczy?!
     - Wtedy po raz pierwszy były na właściwym miejscu...
     Wydawało się, że gdy jeszcze jedno słowo wydostanie się z ust Jace'a, to Jasmine rzuci w niego wazonem, a potem usiądzie pod ścianą i zacznie płakać z powodu zszarganych uczuć. Jakie to dziwne. Odnajdujesz kogoś kogo brakowało ci przez cały czas i nawet nie starasz się tego okazać. I przecież wiesz, że możesz tą osobę w każdej chwili stracić, bo już raz ją straciłeś, ale wróciła - choć nie musiała. rozsądek podpowiada, że powinno się być miłym i uprzejmym. Ale w dzisiejszych czasach nikt nie słucha rozsądku.
     - Nigdy nie przypuszczałem, że spotkam osobę, która rozmawiam z Jace'em i nie popada w depresję - szepnął Alec do Jasmine z wyraźnym szacunkiem.
     - To chyba nasza najdłuższa rozmowa - zauważyła Jasmine jakby nagle zapomniała o obraźliwych słowach Jace'a.
     - Z całą pewnością nie jest najlepsza.
     - Nawet nie przypomina rozmowy.
     - Zarzucasz mi, że nie potrafię prowadzić rozmowy z dziewczyną?
     - Nie miałam tego na myśli. Ale ostatecznie tak. Zarzucam ci to.
     - Jak taka mała dziewczynka może być aż tak zepsuta - spytał Jace kręcąc głową.
     Co prawda Jasmine była niska, ale z całą pewnością nie można było jej nazwać małą dziewczynką. Gdy Jace wiedział to co wiedziała Jasmine nigdy by tak jej nie nazwał.
     - Mam dość - jęknęła Isabelle. - Ostatecznie był remis.
     - Co? - zapytał Alec, ale nie dostał już odpowiedzi bo Izzy rzuciła poduszką w Jasmine krzyczącą: "Nie jestem małą dziewczynką!". Poduszka zderzyła się z bokiem jej głowy i Jasmine natychmiast zamilkła. Podniosła głowę i spod potarganych blond loków spojrzała na Isabelle.
     - Co ty robisz? - warknęła.
     - Bitwa na poduszki - odpowiedział natychmiast Alec rzucając a Jace'a poduszką, która naruszyła jego idealną fryzurę.
     - Pożałujesz, że to zrobiłeś - powiedział cicho Jace, a potem wycelował poduszką w Aleca.
     Jasmine rzuciła w Isabelle, a po chwili cały pokój wypełnił się pierzem. Białe piórka wirowały w powietrzu i opadały na twarze czworgu wyczerpanych nastolatków leżących na podłodze w plątaninie poszewek na poduszki, piór i kocy. Wszyscy ciężko dyszeli.
     - A wy chcieliście poświęcić te dziesięć minut na kłótnię - powiedziała Isabelle patrząc na Jace'a i Jasmie. - Musicie przyznać, że to jest tysiąc razy lepsze.
     - Polemizowałbym na ten temat - mruknął Jace.
     - Jace! - krzyknęła Izzy. - Używanie słów, których znaczenie rozumiesz tylko ty wcale nie sprawia, że jesteś bardziej seksi.
     - Ale sprawiałoby gdybym był mniej seksi.
     - Niestety zostałeś naznaczony tym ogromnym brzemieniem - warknęła. - I teraz musisz to znosić.
     - Och, tak - potwierdził Alec. - To naprawdę okropne. Kobiety mnie kochają. Portfel nie mieści się w kieszeni, a kryształowe buty uciskają.

* * *

     Po raz pierwszy od bardzo dawna Clary spędziła noc u Simona. Co prawda nie było idealnie. Spała na wąskim łóżku obok Simona. Kilka razy wylądowała na podłodze. W środku nocy wrócił Jordan z Maią i wcale nie zachowywali się cicho. Może się starali, ale na pewno żadne z nich nie pomyślało: Powinniśmy być cicho. Żeby nie obudzić Clary. 
     A przed piątą wyszli znów robiąc mnóstwo hałasu. Clary dziwiła się jak to możliwe, że nie obudzili Simona. W którymś momencie chciała nawet sprawdzić jego puls, ale gdy zdawała sobie sprawę, że on i tak jest martwy po chwili zasypiała.
     Teraz było około południa i Clary obudziła się w własnej woli. Co prawda wciąż chciało jej się spać, plecy ją bolały, a Simon wciąż chrapał ale z całą pewnością czuła się o wiele lepiej niż wczoraj wieczorem. No dobrze, minimalnie lepiej niż wczoraj wieczorem. 
     Usiadła starając się nie tracić Simona i obciągając koszulkę skierowała się do kuchni. Stanęła przed lodówką, ale gdy ją otworzyła była pusta. Czy gdy dwaj mężczyźni mieszkają pod jednym dachem to lodówka nigdy nie może być pełna? Może jest to jedna z tych zasad zapisanych niewidzialnym atramentem na niewidzialnym papierze? Mniejsza o to. I tak nikt nie zna tych zasad...
     - Co robisz? 
     Clary aż podskoczyła. Simon stał za nią  z potarganymi włosami i dołami pod oczami.
     - Dlaczego jeszcze nie umarłeś z głodu? - burknęła zamykając lodówkę. 
     - Bo nie odczuwam głodu... Na pewno nie w takim sensie jak ty. Jak jestem głodny to po prostu piję krew... 
     - Wybacz mi, ale krwi także nie widziałam w lodówce. 
     - Bo się skończyła. 
     - Ach, tak - przejechała wzrokiem po twarzy przyjaciela. 
     Simon zaczął się śmiać. 
    - Co? 
    Dopiero po chwili zdjął rękę z ust i przestał się śmiać. Chociaż widząc zdziwioną minę Clary nie było to łatwe. Jej rude włosy i intensywnie zielone sprawiały, że Simon poczuł się jak w lecie. W lecie po którym natychmiast nastąpiła czerwona jesień. 
     - Właśnie zrozumiałem, że ta rozmowa nie miała najmniejszego sensu - odpowiedział w końcu. 
     - I właśnie to tak cię rozśmieszyło? - spytała Clary unosząc brwi.
     - Chyba... Chyba tak. 
     Clary przewróciła oczami. Odwróciła się na pięcie i zaczęła przeszukiwać szafki. Większość z nich była pusta. 
     - Masz herbatę? 
     - Nie. 
     - Kawę? 
     - Nie. 
     - A wodę? - spytała ze skrytą  nadzieją w głosie. 
     - Mam wieszak na płaszcze... 
     - Wątpię czy to cokolwiek zmienia. 
     - Chodźmy na zakupy. - Zaproponował Simon z szerokim uśmiechem. - Zbliżają się święta, a ja nawet nie mam dla ciebie prezentu... 
     Był to chyba pierwszy i ostatni raz gdy chłopak zaproponował zakupy. 

* * *

     Frayowie nigdy nie byli uważani za religijną rodzinę, ale Clary kochała Piątą Aleję podczas Świąt Bożego Narodzenia. Powietrze pachniało słodkimi, pieczonymi kasztanami i wystawy w oknach sklepów błyszczały srebrem, czerwienią i zielenią. W tym roku do każdej lampy przyczepione były grube, okrągłe, krystaliczne płatki śniegu, odbijające zimowe promienie słoneczne tworząc złoto na szybach. Nie wspominając ogromnego drzewa przy Rockefelier Center. Rzucał on swój cień na nich, ją i Simona, gdy przechodzili przez bramę znajdującą się po stronie lodowiska. Obserwowali jak turyści przewracają się, próbując jeździć po lodzie.
     Clary miała gorącą czekoladę w rękach, ciepło rozprzestrzeniało się po jej ciele. Czuła się prawie normalnie, idąc do Piątej, aby zobaczyć wystawy sklepowe i choinkę, co było zimową tradycją dla niej i Simon’a odkąd pamięta.
     - Jak za starych czasów, nie prawda? – powiedział, powtarzając jej myśli, podpierając brodę na złożonych rękach.
     Spojrzała na niego z ukosa. Miał na sobie czarne palto i szalik, który podkreślał bladość jego skóry w zimie. Jego oczy był zamglone, wskazując na to że dawno nie pił krwi. Wyglądał jakby był głodnym, zmęczonym wampirem.
     Cóż – pomyślała. Prawie jak za starych czasów.
    - Więcej ludzi, którym trzeba kupić prezenty – powiedziała. – Plus, zawsze traumatyczne pytanie co-kupić-komuś-na-pierwszą-gwiazdkę-po-tym-jak-zaczęliście-się-umawiać.
      - Co dać Nocnemu Łowcy, który ma już wszystko. – powiedział Simon z szerokim uśmiechem
     - Jace najbardziej lubi broń – westchnęła Clary. – Lubi książki, ale w Instytucie mają ogromną bibliotekę. Lubi klasyczną muzykę… – Oświeciło ją. Simon jest muzykiem; mimo, iż jego zespół był okropny i ciągle zmieniali swoją nazwę – obecnie nazywali się Zabójczy Suflet — on nadal ćwiczył. – Co dałbyś komuś kto lubi grać na pianinie?
     - Pianino
     - Simon.
     - Naprawdę ogromny metronom, który może również być bronią?
     Clary westchnęła z rozdrażnienia.
     - Nuty. Rachmaninoff jest trudną sprawą, ale on lubi wyzwania.
    - Teraz mówisz z sensem. Idę zobaczyć czy jest w okolicy jakiś sklep muzyczny. – Clary skończyła swoją gorącą czekoladę, wrzuciła kubek do pobliskiego kosza i wyciągnęła swój telefon. – A co z tobą? Co dajesz Isabelle?
     - Nie mam pojęcia. – powiedział Simon. Zaczęli kierować się w stronę alei, gdzie stał ciąg pieszych gapiących się na okna.
     - Proszę cię. Isabelle jest prosta.
    - Mówisz o mojej dziewczynie. – Simon ściągnął brwi razem. – Tak sądzę. Nie jestem pewien. Nie dyskutowaliśmy na ten temat. Mam na myśli związek. Ostatnio było dobrze, ale po wczorajszym dniu nie wiem czy cokolwiek jest pomiędzy nami. Wiesz... Isabelle wyglądała tak, jakby z chęcią pozbawiłaby mnie głowy. Tak jak przed tym wszystkim. No wiesz, gdy się spotkaliśmy, a potem ona zmieniła mnie w szczura... To znaczy sam się zmieniłem w szczura... ale byłem pod jej "opieką". Byłem Przyziemnym. A teraz w towarzystwie Isabelle czuję się jak Przyziemny szczur. Czasami jak Podziemny... ale sam już nie wiem, co jest między nami. Albo czego nie ma...
     - Naprawdę musisz DTR, Simon.
     - Co?
   - Określić relacje (Define the relationship). Co to jest, co się dzieje. Czy jesteście chłopakiem i dziewczyną, tylko dla zabawy czy „to skomplikowane” lub co? Kiedy powie swoim rodzicom? Czy możesz widywać się z innymi?
Simon zbladł.
     - Co? Poważnie?
     - Poważnie. W międzyczasie—perfumy! – Clary chwyciła Simona za tył płaszcza i zaciągnęła go do sklepu kosmetycznego, w którym kiedyś był bank. W środku był ogromny, z rzędami lśniących buteleczek, wszędzie. – I coś niezwykłego – powiedziała, kierując się do sekcji zapachowej. – Isabelle nie będzie chciała pachnieć jak wszyscy. Będzie chciała pachnieć jak figi albo wetiwer albo…
     - Figi? Figi mają zapach? – Simon spojrzał przerażony; Clary miała zacząć się z niego śmiać kiedy jej telefon zaczął wibrować. To była jej mama.
     - Gdzie jesteś? Mamy nagły wypadek. * 

* - oficialny cytat z COHF (City of Heavenly Fire) (tylko pochyły tekst, musiałam to dostosować do mojej fabuły)



* * *

      Jasmine stała w windzie obok Isabelle, która przedtem nie pozwoliła stanąć jej obok Jace'a. Jasmine nie widziała w tym sensu. Przecież nie zamierzała się na niego rzucić i go zabić... A jeśli nawet zamierzała to jeszcze o tym nie wiedziała. Zabicie brata na pewno było karane w świecie Przyziemnych, ale w Świecie Cieni? Na pewno Clave spotykało się już z bratobójstwem... A może nie? Przecież nikt nie wytrzymałby mając Jace'a za brata. Był to najwyższy wymiar kary. 
     Nawet nie pamiętała kiedy zasnęła na podłodze w pokoju Alec'a. Obok Isabelle, oddzielającej ją i Jace'a niczym małe dzieci uderzające się butelkami po głowach. Było to zadziwiająco trafne porównanie. Z jedną małą różnicą. Zamiast niegroźnych butelek mieli serafickie noże. Obydwu stronom odpowiadałaby taka zabawa, ale ORIL (Opiekuńcza i Rozsądna Isabelle Lightwood)  nigdy by im na to nie pozwoliła.
     - Co się właściwie z tobą stało? - zapytała Isabelle. - Wtedy kiedy zniknęłaś. Widzieliśmy krew. 
     - Wątpię czy ktokolwiek chce tego słuchać... - burknął Jace. 
     - Ja chcę. a ty bądź cicho Herondale - warknęła Izzy i powróciła wzrokiem do Jasmine. - Co się stało? 
     Co się stało? - rozbrzmiewał głosik w głowie Jasmine. - No tak... Co się stało? Nic się nie stało! A prawda jest taka, że stało się dużo. Goniłam psychopatycznego brata Clary, który wcale nie jest psychopatyczny, a jedynie taki się wydaje. Gdy go lepiej poznasz nie jest tylko psychopatą, ale jest i okropnie niecierpliwy i wredny. Ma dar przekonywania, który sprawia, że chcesz go uderzyć pięścią w nos. Ale to tylko przedsmak tego jaki jest naprawdę. Jest wykształconym cholerykiem ślepo dążącym do uzyskania tego, czego pragnął jego ojciec. Ale jego sposób jest oczywiście bardziej filozoficzny i jak niemal każdy swój plan uważa go za idealny i pozbawiony luk, które może wykożystać zła strona. Ale to tylko moja subiektywna ocena. Zawsze możesz poznać go osobiście i ułożyć własną listę z jego wadami i zaletami.  Podsumowując: Zostałam ogłuszona przez zły charakter, który wmawiał mi, że jestem jego jedyną nadzieją na lepszy świat. Ostatecznie ja także stałam się zła. A teraz właśnie chcę zabić Jace'a. Wciąż czekam aż zostaniemy sami. Muszę znaleźć Clary i przyprowadzić ją do jej brata, który zrobi z nią coś, co na pewno nie będzie czułym braterskim gestem. Ale przecież ci tego nie powiem, bo albo uznasz mnie za wariatkę i wyślesz do szpitala psychiatrycznego, albo zdecydujesz, że jestem zagrożeniem i zabijesz mnie w tej windzie. Nie. Pozwolisz, żeby to Jace zabił mnie w tej windzie. Role się nagle odwrócą i to wy będziecie źli, a Sebastian będzie dobry. Co za ironia. I jeszcze jedno. Nigdy więcej wewnętrznych monologów, które sprawiają, że zastygasz bez ruchu i wszyscy się na ciebie patrzą.
     I rzeczywiście wszyscy patrzyli się na Jasmine, ale nie minęło jeszcze tak wiele czasu by nie móc wyplątać się z wszystkiego poprzez jakieś kłamstwo. 
     - Wróciłam do domu - odpowiedziała natychmiast Jasmine. Nawet nie zastanawiała się czy jej uwierzą. Nie zamierzała zostać tu długo. 
     - Więc dlaczego wróciłaś do Instytutu? - spytał Alec gdy winda zatrzymała się ze zgrzytem. 
     Jasmine wyszła z niej powoli czując jak wszystko w jej brzuchu wiruje. I nie były to motylki. 
     Pamiętasz psychopatycznego brata Clary? - szepnął głosik w głowie Jasmine. - Jestem tutaj bo on mi kazał. Chce zniszczyć Nocnych Łowców i spalić świat. A ja, ty, wy wszyscy i każdy Podziemny na świecie jest jego pionkami, które ustawia na szachownicy w rozmaite sposoby. Szuka takiego, który mu się spodoba. A kiedy już taki znajdzie, na szachownicy pozostanie jeden pionek. Król, czyli on sam. 
     - Dowiedziałam się, że jest ktoś kto jest moją prawdziwą rodziną - szepnęła Jasmine co nie do końca mijało się z prawdą. - Ty byś nie wróciła? 
     - Wróciłabym. Ale przecież wcale nie musiałaś odchodzić. Nikt cię nie zmuszał. A poza tym kiedy zobaczyłaś Jace'a nie wyglądałaś na zachwyconą. 
     - A czy widząc twarz Jace'a tuż przed snem można być zadowolonym? - burknął Alec przeczesując włosy. Jasmine mogła przysiąc, że widziała jak Jace wystawia język w jego stronę, ale gdy mrugnęła Jace stał plecami do swojego parabatai. A może po prostu było z nią coraz gorzej? Może widziała to co chciałaby zobaczyć? To by było całkiem wygodne... Choć trzeba przyznać, że nie do końca normalne.
     - Kto jak kto, ale ty, Alec, powinieneś się cieszyć na widok Jace'a - stwierdziła Isabelle poprawiając warkocz. 
     - To, że jesteśmy parabatai wcale nie zobowiązuje do stuprocentowego oddania i niewyjaśnionej miłości. A tym bardziej nie muszę się cieszyć na jego widok - burknął Alec idąc korytarzem w stronę kuchni.
     - Owszem zobowiązuje!    
     - Więc Jasmine powinna się cieszyć na jego widok!
     - Przecież nie powiedziałam, że... 
     Isabelle przerwała gdy Jace stanął przed nimi. Jasmine i Alec omal na niego nie wpadli. 
    - Widzicie mnie? - zapytał. 
    Alec wytrzeszczył oczy. Powoli przeniósł wzrok na Isabelle i Jasmine  i z powrotem na Jace'a. Zasłonił usta ręką i pochylił głowę próbując nie wybuchnąć śmiechem. 
     - Oczywiście, że widzimy - odpowiedziała spokojnie Isabelle. Może nie zaczęła krzyczeć dlatego, że zaczęła się martwić o Jace'a? Większość czasu spędzał samotnie. Mógł popaść w depresję. Albo coś gorszego... Co jeśli zaczęło mu się wydawać, że ma pelerynę niewidkę? Właśnie ją założył i sprawdza czy działa? - Stoisz przed nami. 
     - To dlaczego rozmawiacie o mnie tak jakby mnie tu nie było? 
     Uratował ich dźwięk kołatki uderzającej o drzwi Instytutu. Rozchodził się po wszystkich zakamarkach kościoła, obijał się o ściany, przewracał krzesła, aż w końcu dostawał się do uszu. Nawet gdy Jace zaczął iść w stronę drzwi pukanie nie ustawało. Przy drzwiach omal nie wpadł na Maryse, którą pewnie też irytowało ciągłe stukanie. Jedno było pewne. Osoba po drugiej stronie drzwi nie była Nocnym Łowcą. 
     Pukanie nie ustało aż do momentu gdy Jace otworzył ogromne drzwi, ale nie zobaczył nikogo. Dopiero po chwili zauważył Jocelyn i Luke'a stojących przed schodami. Ale zrozumiał, że to nie o nich chodziło gdy Maryse pisnęła cicho i uczepiła się jego rękawa.  Spojrzał w dół na kamienne stopnie i on omal też nie krzyknął. Białe schody splamione były intensywnie czerwoną krwią. Przyprawiała o ból głowy. Nawet gdy Jace zamknął oczy, czerwone plamy tańczyły na jego powiekach. 
     Przełknął z trudem ślinę i przyjrzał się postaci w śnieżno białej sukni. Ręce miała złączone na brzuchu. Trzymała w nich niewielki bukiet białych lilii. Tuż obok rąk materiał sukni zabarwiony był na czerwono. Tworzył ogromną czerwoną plamę, która z każdą chwilą się powiększała. Rana była świeża, ale suknie w nienaruszonym stanie. Schody podobnie jak suknia pokryte były równomiernie rozlaną - jeśli można tak to nazwać - krwią.
     Wszystko idealnie się ze sobą łączyło, w piękny lecz przerażający sposób. Intensywnie czerwona krew, śnieżnobiała biel sukni i czarne niczym węgiel włosy ofiary. Wszystko do siebie pasowało. Udowadniało, że ten niesprawiedliwy na co dzień świat jednak posiada jakąś harmonię. Nawet jeśli ma ona ukazywać się w dniu naszej śmierci w tak absurdalny i nieprawdopodobny sposób. 
     A jednak było to niesprawiedliwe. Jednego dnia ginęło setki ludzi, którzy byli ważny dla tysięcy ludzi! Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe i surowe? Może śmierć wyrwała ją z głębokiego snu? Może właśnie robiła sobie kawę? Może szła na spotkanie z miłością swojego życia? Może właśnie miało się stać coś co miało ją odmienić na zawsze? Ale nie. Śmierć była bezlitosna. Śmierć o imieniu Sebastian. Śmierć bardziej bezlitosna niż wszystkie inne. 
     Jace przymknął oczy, a gdy je otworzył zobaczył maleńką karteczkę. Nikt nie odważył się ruszyć, odetchnąć, a on pochylił się i chwycił karteczkę. Obserwowały go wszystkie pary oczu, a on powoli i z zupełnym spokojem rozwinął karteczkę i przeczytał jej krótką zawartosć. 

Będziesz następny, Herondale.

     Ale Jace nie myślał o tym. Bardziej intrygowało go to dlaczego Sebastian się nie podpisał? Bał się? Czy sądził, że jest to zbyteczne? I tak każdy będzie wiedział kto to zrobił. Syn Nocnego Łowcy, który przyczynił się do śmierci jego rodziców. Zgiął kartkę i rzucił ją na marmurowe schody. Powoli zaczęła nasiąkać krwią. 
     Jasmine chwyciła go za rękę. Uścisk był mocny. 
     - Chodź - szepnęła. 
     Miał po prostu odejść? Teraz? TERAZ?! Teraz kiedy właśnie zobaczył martwe ciało Aline? Kiedy wiedział kto to zrobił i chciał go zabić?! Miał odejść i zostawić to wszystko. Pozwolić by wszystko potoczyło się samo? 
     A jednak pozwolił by Jasmine odciągnęła go od ciała. 
     - Chce nas zastraszyć - usłyszał głos Luke'a gdy znikał we wnętrzu Instytutu. 
     - Nie sądzisz, że się mu to udało?! - wykrzyknęła Maryse. 
     - Nie! On jest tylko nastolatkiem! Jest w wieku Jace'a. Sądzisz, że Jace mógłby zniszczyć Clave i cały świat?! 
     - Tak. Gdyby tylko chciał... 
     A więc jednak mu nie ufa. Nikt się nie dowie co było napisane na kartce. Nikt się nie dowie, że Sebastian wyznacza sobie ofiary niczym kaczki, które zabija jedna po drugiej. Kto będzie następny? Może Clary? Isabelle? Maryse? Alec? Luke? Jocelyn? Jasmine? A może Inkwizytor? Ktoś ważny? 
      Dopiero po chwili zorientował się, że już nie jest ciągnięty przez Jasmine. Stał tuż przed nią, a ona ściskała w dłoni nóż. Jace nie zdążył sięgnąć do pasa. Jasmine uderzyła w niego i oboje wylądowali na ziemi. Z ta różnicą, że Jasmine siedziała na Jasie przyciskając go do podłogi. W drugiej ręce trzymała nóż. Tuż nad sercem Jace'a. Ale Jace już przestał walczyć. Leżał spokojnie i patrzył się w niemal czarne oczy Jasmine. Dlaczego chciała go zabić? Nie widział w tym najmniejszego sensu. Była jego siostrą. Jeśli wierzyć temu co mówiła, wróciła właśnie dla niego. A teraz chciała go zabić.
     Jace nie myślał, że jego kolej przyjdzie tak szybko. Gdy przygotował się już na cios prosto w serce źrenice Jasmine się rozszerzyły, a ona sama nagle wydała się zdumiona.
     - Jace - szepnęła...
__________________________________________________________
OMG *.* z końca jestem zadowolona xd i z początku też nawet. A środek taki przeciętny ^^
No ale trudno ^^ miłego czytania jak zwykle i mam nadzieję, że nie znienawidzicie mnie za to co zrobiłam z Aline... Ale musiałam ;/  
Dziękuje wam, że w ogóle czytacie mojego bloga ^^
Ja bym już dawno to rzuciła heheh ;p można powiedzieć, ze gram na waszych uczuciach jak na instrumentach ;3 no ale to wasz wybór! ;)) Miłego weekendu ;x


15 komentarzy:

  1. Zabiję...
    Ukatrupię...
    Za uszy powieszę...
    Nogi powyrywam...
    Wypatroszę jak śledzia...
    I jeszcze nie wiem co zrobię!!!
    Jak możesz ?!
    Jak możesz ?!
    Jak możesz kończyć w takim momencie !?!?!
    Dziewczyno ty przyprawiasz mnie o palpitację serca!
    Takie emocje... Takie emocje... Szału dostaję!
    Chcę więcej! Pisz jak najszybciej ten kolejny rozdział, bo nie wiem co ci zrobię!
    Nie wytrzymam i chyba zaraz czymś rzucę...
    Dobra, wariatka ze mnie totalnie...
    Ale ty do tego doprowadzasz!
    Weny życzę i Sayonara!
    Pisz kolejny rozdział!
    I moje One-shoty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem co to jest palpitacja serca więc nie poczuwam się do winy ;)))

      Usuń
    2. To nic innego jak przyśpieszona akcja serca, kuzynko!

      Usuń
    3. hahahahaha jestem z tobą Yue Namida :D takie emocje a tu..... koniec :) Kowal

      Usuń
  2. Wow boski jak zawsze.Czytam od początku a ten blog jest naprawdę super .nie wiem czy bede umiała kiedyś pisać jak ty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję bardzo ♥.♥ na pewno będziesz umiała ^^ ja piszę od 7 lat i dopiero mi zaczyna wychodzić tak jakbym chciała ;)) nie przejmuj się ;x

      Usuń
  3. O Jezu!
    Wspaniałe! Jak zwykle <333
    tyle Jace'a <33
    i aż się popłakałam jak opisywałaś Aline leżącą na tych schodach ;ccc
    Dlaczego Sebastia to robi?!!! No ale to twoje opowiadanie i wgl ^^ rób co chcesz ;)
    I jeszczze scena z Jace'em i Jasmine *.* zarówno ta na początku i na końcu... och
    Dawaj jak najszybciej kolejny rozdział bo nie wytrzymam ;D
    Pozdrawiam, Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeju xd nie spodziewałam się takiej reakcji na ten rozdział no ale bardzooo dziękuję ;D

      Usuń
  4. Jakie to było piękne że aż zanosi mi się na płacz szczerze :) Piękny post, dużo Jace'a, i ogólnie takich relacji między rodzeństwami BOSKIE! Jasmine nie może zabić Jace'a nie może nie pozwolę :( Ciekawe co będzie dalej. Jak po pierwsze mogłaś zakończyć tak post no aż trzęsę się o niczym w tym tygodniu nie będę myślała tylko o tym jak dotrwam do piątku by dowiedzieć się o nowy losach Nocnych Łowców w wykonaniu superowej autorki Diany :* Mogłabym cie nawet teraz zabić ze szczęścia :D powodzenia, widać że wena wróciła, i ogólnie będę ci jak zawsze pomagać oraz życzę nowych "fanów" twego bloga Papatki Kowal

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aż się uśmiecham do ekranu czytając ten komentarz ♥.♥ Mogę tylko zdradzić, że będzie się działo xd ale to już pewnie sama wywnioskowałaś ;x
      no i dziękuję <333 bardzo dziękuję xd <33

      Usuń
    2. będzie będzie pisanie będzie się działo a pomysłów nie będzie mało :D < . <3 uśmiechy do kompa :* tez tak mam wiem świrnięta jestem :D błahahahaaha Wyrocznia Kowal "pewnie sama wywnioskowałaś"

      Usuń
  5. No wspaniale ! Dużo Jace'a co jest BOSKIE ! On jest BOSKI ! I że skończyłaś w takim momencie .., ;( Ale czeekam !
    Jasmine mnie bardzo zaintrygowała ;) Nie spodziewałam się ;) No jakbardziej to mnie ostatnia scena zaszokowała ! Kurde ! ;D Jesteś niesamowita !
    A ta Aline ... ;( Ten Sebastian jest okrutny ! Bosz ... ale nic się nie zrobi, nawet u mojej kochanej Cassandry on jest zły, ma w sb krew demona, to nie powinno być dziwne ;( Nie lubię go !!!! Ale rozdział przewspaniały !
    Piszesz mega ! To naprawdę trzeba mieć wenę ( którą dzięki Bogu ty masz ! ) i czas ! WOW !!! Naprawdę nie piszesz jak na swój wiek, piszesz dojrzalej, lepiej ... Jacie ! CUDOWNIE ! Jak dla mnie to ty już powinnaś dostać NOBLA !!! ;DDD Ja jakbym je rozdawała, dostałabyś już za pierwsze rozdziały ♥♥♥
    Nic dodać, nic ująć ! Ty i te twoje opowiadania BEZ SKAZY !
    Weny, czasu, chęci ;) Buziaki ♥ ~ Klaudia ♥ ~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://www.google.pl/imgres?imgurl=&imgrefurl=http%3A%2F%2Fspzagorow.pl%2Fpolski%2Findex.php%2Fnagroda-nobla&h=0&w=0&tbnid=wFby7V_e0bW90M&tbnh=223&tbnw=226&zoom=1&docid=OkruieDvsEmFZM&ei=emMbU5GgFsjHsgb1-oHoBg&ved=0CAsQsCUoAw

      Dla naszej wspaniałej autorki z okazji dnia Kobiet i ogólnie Nobel Literacki :D BRAVO!!!!!

      Usuń
    2. Dziękuję bardzo Klaudia <33 Ja NOBLA?! xd JA?! Nie no chyba jeszcze za wcześnie ;3 no ale dziękuję za docenianie mnie heheh ;p Na razie próbuję skończyć pisać moją własną 'książkę' a jak sie uda ją wydać to moze dopiero wtedy nobla xd no ale i tak dziekuję wam obu bardzooo ;***

      Usuń
    3. :D Kowal

      Usuń

Yuki secretartwork