wtorek, 24 grudnia 2013

2 Duża zmiana

" - Duża zmiana? Moje życie już zmieniło się całkowicie. I to kilka razy. " - Cassandra Clare, Miasto Szkła


     Jasmine przebywała w ciemności. Dookoła niej unosiły się duchy. Czy śmierć była czymś dobrym? Czymś co było tak niesamowicie łatwe do zaakceptowania? Bo teraz Jasmine czuła się wspaniale. Jakby mogła zrobić dosłownie wszystko.
    Poczuła przyjemne mrowienie na twarzy, a zaraz potem piekielny ból w klatce piersiowej. Za chwilę zupełnie straciła świadomość, ból zniknął. Potem słyszalne stały się głosy, które dało się rozróżnić. Oba należały do kobiet, jeden odrobinę delikatniejszy od drugiego.
    Zmrużyła oczy i lekko się poruszyła.
    - Chyba się budzi.
    - Powinnam zawołać Jace'a. Może byc zainteresowany jej stanem.
    Potem kroki i dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Chwila zupełnej ciszy, kiedy Jasmine zaczęła się wiercić. Chciała usiąść, ale mięśnie ciała odmawiały jej posłuszeństwa. Jakby w jej ciele krążyła trucizna, która powoli ją zabijała.
    Chciała otworzyć oczy, ale powieki ważyły tonę. Potem znowu usłyszała kroki, tym razem dwóch osób. Dźwięk zamykanych drzwi. Kroki coraz bliżej jej łóżka. Ciepły oddech lekko muskający jej twarz.
     Zmusiła się do otworzenia oczu. Najpierw widziała tylko ciemność, potem jedynie jasność. A na końcu parę złotych oczu. Krzyknęła głośno i w panice zaczęła przesuwać się na skraj łóżka.
     Ten widok w zupełności ją obudził. Było to jak powtórka najstraszniejszego z koszmarów. Te oczy widziała po raz ostatni zanim straciła przytomność, i teraz po raz pierwszy kiedy ją odzyskała.
      Należały one do chłopaka o lśniących blond włosach. Był wysoki i szczupły. Miał wydatne kości policzkowe. Na jego twarzy widniał szyderczy uśmiech.
      - Pierwszy raz na mój widok dama krzyczy z przerażenia, nie z zachwytu. - Udał, że ten fakt niesamowicie go przejął.
      Jasmine wydawało się, ze zna chłopaka od zawsze. Jakby spędziła z nim całe życie, a potem została z nim rozdzielona, ale po jednym dniu znów go odnalazła, lecz nie wydawał się już taki sam. Jakby czuwał nad nią cały czas. Jak Anioł Stróż.
      - Założę się, ze dawno nie widziałeś siebie w lustrze - odparła. - Wątpię czy ten horror ci się spodoba.
      Na Jasmine spoczęły jeszcze dwa spojrzenia. Pierwsze należało do dziewczyny z długimi ciemnymi włosami. Miała okazałe kształty i piękną twarz. Drugie należało do niskiej rudowłosej dziewczyny, niezbyt ładniej choć można było się co do tego sprzeczać.
      Pomieszczenie było pełne łóżek zaścielonych białą pościelą. Wyglądem przypominało szpital.
      - Jesteśmy w Instytucie? - Zapytała Jasmine. Brunetka kiwnęła głową. - Co się stało?
      - Miałam nadzieję, że ty nam to powiesz. Jace nie był zbytnio rozmowny.
      Jace - tak miał na imię chłopak wyglądem przypominający anioła. A może demona? Urodę miał anielską, lecz charakter demoniczny. Wyobrażenie go sobie zarówno jak i z anielskimi, jak i z demonicznymi skrzydłami było zadziwiająco łatwe.
      Jasmine przypomniała spobie kolec wbijający się tuż obok jej serca i oczy Jace'a.
      - Miałam właśnie zabić Demona Drevark kiedy on - wskazała na Jace'a - wytrącił mi nóż. Wtedy demon zaatakował.
      Brunetka zerknęła na Jace'a z ironią.
      - To do ciebie podobne - stwierdziła. - Naraziłeś jej życie, żeby pokazać, że to ty jesteś królem Nowojorskich ulic i ty najlepiej zabijasz demony.
      - Isabelle, proszę cię. Nie było cię tam. Ona by sobie nie poradziła - głos Jace'a przesiąknięty był ironią.
      - Och, jasne, że bym sobie poradziła! Jestem Nocnym Łowcą! Podobnie jak ty.
      - Było ich więcej - mruknął.
      - I dlatego naraziłeś moje życie?!
      - Żyjesz.
      - Mogłam nie żyć.
      - A jednak żyjesz.
      -  Cicho! - krzyknęła Isabelle. - W szczególności mówię do ciebie, Herondale. - Potem odwróciła się z uśmiechem w stronę Jasmine. - Jestem Isabelle. A to Clary - wskazała na rudowłosą.
      - Nie sądzisz, że Maryse powinna wiedzieć, że ona tu jest? - Wtrąciła Clary. - O mnie wiedzieli nawet Cisi Bracia - Mruknęła.
      - Powinna - stwierdził Jace. - Ale jej tu nie ma więc...
      - Jestem - odezwał się głos spod drzwi.
      Była to starsza kobieta wyglądem przypominająca Isabelle. Jedynie oczy miała niebieskie.
      - Nienawidzę jak to robisz. - Jęknął Jace odwracając się.
      - Co?
      - Zjawiasz się niespodziewanie za moimi plecami.
      Kobieta zignorowała go i podeszła do łożka Jasmine.
      - A to kto?
      - Jasmine - przedstawiła się.
      - Znalazła się tu bo Jace... - zaczęła Isabelle.
      - Bo zaatakował mnie demon, a Jace mnie obronił - przerwała Jasmine.
      Mówiła z uśmiechem. Przez wiele lat wciąż okłamywała rodziców więc stało się to nieodłączną częścią jej życia.
       Nie wiedziała dlaczego broniła Jace'a. Chyba uznała to za słuszne.
       - Ach tak - stwierdziła Maryse jakby nie wierzyła słowom Jasmine. - Poradzicie sobie sami? Muszę załatwić parę spraw.
       Wszyscy zgodnie kiwnęli głowami.
****************************************
     - Nigdy nie byłam w Instytucie. - Szepnęła Jasmine oglądając korytarz e budynku.
     - Nigdy? - Zdziwiła się Isabelle. - Jesteś Nocnym Łowcą.
     - No tak. Ale przez wiele lat żyłam w Przyziemnej rodzinie.
     - Świetne wykonanie, prawda? - Clary wskazała na obraz przedstawiający anioła Rajzela wyłaniającego się z jeziora Lyn. W rękach trzymał Kielich Anioła i Miech Anioła.
     - Nie wiem - Jasmine wzruszyła ramionami. - Nie znam się na sztuce. Nie potrafię narysować prostej linii. Wolę muzykę.
     Wydawało się, że oczy Jace'a zabłysły, ale bardziej prawdopodobne było to, że było to jedynie załamanie światła.
      - Umiesz grać na pianinie? - Zapytała Isabelle.
      - Yhym.
      - A więc chodźmy do biblioteki! - Wykrzyknęła zadowolona.
      Biblioteka była ogromna. Mnóstwo regałów z książkami, bronie wiszące na ścianach, posąg Anioła Rajzela i pianino. Jasmine natychmiast do niego podeszła i zaczęła wodzić palcami po klawiszach. Z instrumentu zaczęły wydobywać się wspaniałe dźwięki. Spojrzała na portret Jana Bacha.
      - Wiesz, że Jan Sebastian Bach był... - zaczął Jace.
      - ...Nocnym Łowcą. - Dokończyła Jasmine. - Wymyślił utwór składający się z dwóch tonów ujawniający demony. Dźwięki mają wysoką częstotliwość, dzięki czemu demony nie mogą tego wytrzymać.
      Zaczęła wciskać dwa klawisze. Jeden po drugim. tym razem z instrumentu zaczął wydobywać się nieco irytujący dźwięk. Jace wyraźnie zirytowany stał bez słowa.
      - Wychowywałaś się w Idirisie? - spytała Isabelle.
      Jasmnie przestała grać. Idiris - rodzinne miasto Nocnych Łowców. Nie znajduje się na mapach Przyziemnych. Nawet nie próbujcie go szukać. Właśnie tam każdy Nocny Łowca dostrzegał dom. Ale czy Jasmine wychowywała się w tym wspaniałym miejscu? Rodzice zawsze powtarzali jej, że urodziła się w Idirisie, ale ona nigdy nie pamiętała szklanych wież Aliciante. Ani łąk wypełnionych świeżą trawą. Ani nawet posiadłości jej rodziców.
      - Nie.
      - To wiele wyjaśnia - mruknął Jace.
      - Jace! - Skarciła go Izzy. - Wybacz mu jego zachowanie. Jace pierwsze dziesięć lat swojego życia spędził w Idirisie.
      - Urodziłam się tam - mruknęła Isabelle.
      - Opuściłaś Aliciante? - Dopytywała się Isabelle.
      - Yhym. kiedyś mieszkaliśmy w Pekinie, potem rodzice wyjechali do Idirisu, a ja trafiłam do Nowego Yorku.
      - Zginęli?
      - Nie wiem. Ja trafiłam do Przyziemnej rodziny. - Wtedy  w oczach Isabelle pojawiły się łzy. Nie wiadomo dlaczego. Historia Jasmine nie była wyjątkowo tragiczna. Wielu Nocnych Łowców w młodym wieku traciło rodziców, albo nawet życie. Może Jasmine tez powinna się rozpłakać? Żeby udowodnić, że jej serce nie jest z kamienia i że tęskni za rodziną? Nie czuła jednak takiej potrzeby.
      Clary podeszła do Jasmine i otoczyła ją ramieniem.
      - Tak mi przykro - szepnęła.
      Rozczulanie sie nad losem Jasmine trwało kilka minut. I zapewne trwało by dłużej gdyby nie przerwał tego Jace.
      - Jak nazywała się twoja rodzina?
      - Jace! - Skarciła przyrodniego brata Isabelle. Jednak było za późno.
      Ale Jasmine nie zraziły te słowa. Doskonale pamiętała nazwisko rodziców, a nawet imię matki. Codziennie przed snem powtarzała je jak modlitwę. Całymi dniami wirowało w jej głowie. Pamiętała nawet twarz matki i była pewna, że nawet teraz by ją rozpoznała.
      - Pamiętasz je? - dodała Clary żeby złagodzić sytuację.
      Jasmine kiwnęła głową. Nie była dość pewna co do tego czy powinna zdradzić nazwisko rodziców lecz jednak to zrobiła.

      - Penhallow. 
__________________________________________________________
Mamy 2 rozdział ^^ z góry przepraszam że tak późno ;c bo u mnie na zegarku jest 01:38 ( w nocy >,<) Mam nadzieję, że dobrze będzie się wam czytało ^^ Co do sceny z Bachem to może tam być coś nie tak bo nie znam się na muzyce >,<
I tak przy okazji życzę wszystkim zdrowych, spokojnych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia! Mnóstwa prezentów pod choinką i 12 potraw na wigilijnym stole! i jeszcze wam życzę, żebyście nie spalili pierniczków >,< bo moje już są w koszu ;ccc mama stwierdziła, ze nie nadają się do niczego ;cccccc
Dobranoc i Wesołych Świąt!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Yuki secretartwork